Zacznij od swojego dachu
Poniedziałek I tygodnia Adwentu
Wczoraj wspomniałem o smutnej wizji Kościoła jaką można sobie stworzyć patrząc „gołym okiem” na jego obraz jaki prezentują dzisiejsze statystyki i media. Kościół ten, który jeszcze 20 – 30 lat temu mogł być chlubą apostołów – biskupów, którzy mogli z dumą pokazywać go Janowi Pawłowi II mówiąc: popatrz jaka ta świątynia jest piękna, jakimi drogimi kamieniami przyozdobiona, ile w niej młodzieży ilu wiernych na mszach, ilu kleryków w seminariach, dziś raczej przypomina „kamieni kupę”, o których mówił Jezus, że z tego na co patrzycie nie pozostanie kamień na kamieniu. I jeśli ktoś tylko tak patrzy na Kościół i ma ochotę rozrywać szaty lub według własnych pomysłów go reformować, to smutny to człowiek…
Na Kościół trzeba zawsze patrzeć nie przez szkiełko ekranu czy oko badań socjologicznych czy statystycznych, lecz okiem wiary i zachwytu! Jeśli tego oka ci brak, to albo usilnie o nie Boga na kolanach proś, albo rzeczywiście zwijaj żagle i idź „jeden na swoje pole, drugi do swego kupiectwa”. Kościół „złota świątynia” przeminął… Jeśli o złocie marzysz…
A jak należy patrzeć zatem na Kościół? Tak jak prorok Izajasz w dzisiejszym I czytaniu. Izajasz widzi już Kościół przy końcu czasów i widzi Kościół w chwale! Stanie się na końcu czasów, że góra świątyni Pańskiej stać będzie mocno na szczycie gór i wystrzeli ponad pagórki. Wszystkie narody do niej popłyną, mnogie ludy pójdą i rzekną: «Chodźcie, wstąpmy na górę Pańską, do świątyni Boga Jakuba! Niech nas nauczy dróg swoich, byśmy kroczyli Jego ścieżkami. Bo Prawo pochodzi z Syjonu i słowo Pańskie – z Jeruzalem». To jest wizja Kościoła triumfującego, ale triumfującego „na końcu czasów”. To wtedy Kościół zachwyci i pociągnie wszystkie narody, bo odkryją w nim Źródło Prawdy czyli samego Jezusa Chrystusa!
To będzie jednak „na końcu czasów”, a teraz Kościół jest jak sparaliżowany sługa setnika: „leży i bardzo cierpi”. Ale lekarstwem na te cierpienia nie są pomysły reformatorskie jakie roją się w chorych umysłach pseudo dobroczyńców Kościoła zatroskanych rzekomo o jego dobro, dlatego „okładających go z czułością kijami” z tej i tamtej strony… To nie łowcy afer kościelnych, to nie sprzątacze śmieci zamiecionych pod dywan uleczą Kościół. To nie pseudo mistycy, nie kaznodzieje „youtubowi”, nie prorocy z szklanego ekranu, ani nie animatorzy kolejnych „akcji – reanimacji” kościelnych uzdrowią Kościół i przywrócą mu boski blask, boskie oblicze!
A kto to uczyni? Kto morze być tym „lekarzem Kościoła”? Ty! I tylko ty! Pod warunkiem, że staniesz się jak setnik z Kafarnaum: przyjdziesz do Jezusa (nie do sądów, programów telewizyjnych czy na katedry uniwersytetów), ale do Jezusa! Następnie zwrócisz się do NIEGO, a nie do ludzi usiłujących Go parodiować i z pokorą Mu powiesz: „Panie, sługa mój – Kościół – leży w domu sparaliżowany i bardzo cierpi”. A potem powiesz Mu: „Nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój, ale powiedz tylko słowo, a Kościół odzyska zdrowie”.
Ale by to się mogło stać, to sam musisz najpierw odkryć, że to Ty sam jesteś tym sparaliżowanym sługą! To Ty jesteś tym, który pierwszy potrzebuje uzdrowienia! To „pod Twój dach” musi najpierw wejść Jezus i twoją głowę i serce uleczyć! To od ciebie zaczyna się „zdrowienie Kościoła”. I nie dokona się ono w żaden cudowny czy czysto ludzki sposób, jak tylko przez SŁOWO, Słowo Jezusa! Dlatego jeśli chcesz autentycznego „zdrowia Kościoła” to zacznij od siebie! Zacznij czytać Słowo, rozważać je, żyć Słowem.