Nie jesteś wielbłądem…
Wtorek I tygodnia Adwentu
Dziś drugi adwentowy dzień z prorokiem Izajaszem. Wczoraj zapowiadał nam jak będzie wyglądał Kościół u kresu czasu. Dziś opisuje już nie tyle kondycję Kościoła ile całego świata w czasach mesjańskich. Przy pomocy sugestywnych obrazów prorok sugeruje, że będą to czasy pokoju. Oczywiście w pierwszej kolejności proroctwo to odnosiło się do czasów dla nas już minionych, do czasów gdy w Betlejem rodził się Mesjasz. Historycy faktycznie nazywają te czasy okresem Pax Romana. Od 27 roku przed Chrystusem do śmierci cesarza Marka Aureliusza czyli roku 180 po Chr. w Cesarstwie Rzymskim panował bowiem względny spokój tzn. nie prowadzono żadnych wielkich wojen.
Ale to proroctwo Izajasza sięga dalej, sięga czasów ostatecznych. Gdy Korzeń Jessego – czyli Jezus Chrystus – stać będzie jako znak dla narodów, zła czynić nie będą ani działać na zgubę po całej ziemi a (…) kraj napełni się znajomością Pana.
Oczywiście możemy to odczytywać jako pobożne życzenie Izajasza, które przy znajomości ludzkiej zachłanności, chciwości i pożądliwości nie ma szans się ziścić… Ale spokojnie… Bóg zawsze doprowadza swe plany do realizacji i jeśli nawet nam się wydaje, że do ich zrealizowania jest baaardzo długa droga, to może się okazać, że Bóg już dawno tak poukładał „puzzle” na stole świata, że nagle pojawia się jeden mały element, który pozorny chaos w mig porządkuje. Nie nasze to więc zmartwienie troszczyć się o realizację Bożych proroctw.
Naszym jednak zmartwieniem jest inny porządek i pokój – nie ten w świecie (o niego zatroszczy się sam Bóg), ale ten w moim sercu! To tam, w moim sercu w sercu każdego człowieka istnieje jeden jedyny istotny dla całego wszechświata podział, rozbicie, rozdarcie… To tam istnieje potężna rana, rysa, która utrudnia Chrystusowi to, co św. Paweł wyraził pisząc o Nim do Efezjan On, który obie części ludzkości uczynił jednością, bo zburzył rozdzielający je mur – wrogość. (Ef 2,14).
Ta wrogość, to rozdarcie zależy ode mnie i to ono uniemożliwia Jezusowi działanie we mnie. To ono przenosi się potem z mojego wewnętrznego rozbicia na relację między ludźmi, a potem na ogólnoświatowe relacje. Wrogość… czyli nastawienie do drugiego człowieka jak Kaina do Abla – jako do rywala, konkurenta, krótko mówiąc – jako zagrożenie dla mnie. Ta wrogość jest owocem pychy! „Bo skoro ja jestem NAJ… to nie może być tak, żeby on był NAJ… Niemożliwe jest przecież żebyśmy obaj byli NAJ…!” I tak Kain sięga po kij na Abla, a potem każdy następny brat na swego brata.
Ta wrogość, to rozbicie mojego serca bierze się stąd, że chcę dominować! Chcę być lepszy! I ta potrzeba demaskuje mą nędzę, małość i słabość tak naprawdę… Bo skoro ja tak usilnie chce pokazać, że jestem lepszy, silniejszy, mądrzejszy, bardzie „NAJ” niż mój brat, to znaczy że ja nie wierzę w siebie! Nie wierzę, w to że jestem dla Boga „NAJ” i usilnie chcę to całemu światu zademonstrować! A to jest tak naprawdę takie… małe… słabe… To jak próba udowadniania, że nie jestem wielbłądem… Jak ktoś nie ma co do tego pewności, to oczywiście będzie udowadniał, że nie jest wielbłądem… Ale wybaczcie… czy to nie żałosne…?
Dlatego łatwo jest zrozumieć słowa Jezusa z dzisiejszej Ewangelii: Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Tak, to prostaczkowie, to ludzie pokorni wiedzą, kim są, jaka jest ich prawdziwa godność, prawdziwa wielkość, skąd ona wypływa, i to oni nie muszą udowadniać całemu światu, że nie są wielbłądami… Dlatego ich serca nie są podzielone i panuje w nich pokój. Dlatego znają swą wartość, swą godność, swe miejsce w świecie i nie potrzebują nikomu kijem udowadniać, że są wielcy.
Tacy nie muszą wprowadzać na siłę, czołgami czy pięścią w świecie pokoju… Bo ten pokój mają w sobie i nikt go im nie zabierze…
Czy mam w sobie już ten pokój, czy ciągle jeszcze próbuję udowodnić całemu światu, że nie jestem wielbłądem…?