Najpierw uwierzyć, potem zrozumieć…
W ten dzień Zmartwychwstania Kościół podaje nam jako pierwsze czytanie historię jaka przydarzyła się Piotrowi. I wcale nie było to nazajutrz po Zmartwychwstaniu, lecz być może rok lub kilka lat. Minął czas pierwszych prześladowań jakim poddawani byli Apostołowie i pierwsi uczniowie, gdy ciągle włóczono ich przed sądy w Jerozolimie. Zginął już św. Szczepan i sytuacja nieco się uspokoiła, bo główny „animator” prześladowań, nadgorliwy Szaweł z Tarsu miał wypadek pod Damaszkiem, który spowodował jego nawrócenie. Piotr podróżuje wtedy po miastach Palestyny i robi to co Jezus: głosi Ewangelię i dokonuje licznych cudów i uzdrowień. Tak trafia do Jafy.
Tu pewnego popołudnia ma widzenie pojawiające się mu trzy razy: widzi, że z nieba opada płótno pełne zwierząt, płazów i ptaków, i Piotr słyszy polecenie: Zabijaj Piotrze i jedz! Piotr się wzbrania, bo jest gorliwym Żydem i nie chce jeść tego co „nieczyste”, nie koszerne, ale słyszy głos: Nie nazywaj nieczystym tego, co Bóg oczyścił. To dla Piotra informacja, nie tylko że Pan Jezus pozwala jeść mięso z wszelkich zwierząt (więc wegetarianizm nie ma uzasadnienia biblijnego, jak sądzą niektórzy), ale także informacja, że Jezus zabrania dzielić ludzi jak pokarmy: na pogan i żydów, gorszych i lepszych, i że wszyscy są tak samo przez Niego odkupieni. I w chwilę po tym Piotr w praktyce będzie mógł zastosować swe przemyślenia. Przychodzą bowiem do niego posłańcy z prośbą, by udał się do Cezarei do domu setnika, poganina Korneliusza. Piotr, który być może miałby wcześniej skrupuły czy iść do poganina, po tym widzeniu nie ma już wątpliwości. Idzie tam, chrzci Korneliusza i wygłasza mowę, którąśmy słyszeli w pierwszym czytaniu. To przykład pięknej katechezy (a właściwie tzw. kerygmatu) Piotrowego. Apostoł krótko i zwięźle opisuje najpierw działanie Jezusa za życia, a potem Jego śmierć na krzyżu. Dalej opowiada, że tego Jezusa Bóg wskrzesił trzeciego dnia i pozwolił Mu ukazać się niektórym osobom, wybranym na świadków tego. I on, Piotr należy do grona tych świadków. I to jest najważniejsza część nauki Piotra: Apostoł mówi o tym co widział, co przeżył, czego doświadczył! Nie opowiada jak ten który zna sprawę „z drugiej ręki”, ale jak naoczny świadek, który rozmawiał z Jezusem i Go dotykał.
I to jest kluczowa nauka dla nas. Zmartwychwstanie Jezusa i Jego późniejsze spotkania z uczniami nie były legendą, nie były pobożnymi wizjami czy jakimiś fantazjami rybaków z Galilei. Oni Go widzieli i z Nim rozmawiali, a nawet jedli i pili z Nim po Jego zmartwychwstaniu. Apostołowie nie opowiadają o tym, czego nauczyli się z książek, co zasłyszeli, ale mówią jako ci, którzy to przeżyli osobiście. Dlatego potem gotowi byli oddać życie w obronie tej prawdy. Nasza wiara opiera się bądź co bądź na słowie innych ludzi. Wierzymy w Zmartwychwstanie dlatego, że tak wierzyli ci, którzy nami o tym opowiedzieli. Oni sami słyszeli to od innych. Ale ci pierwsi nie usłyszeli o tym od innych, lecz tego doświadczyli. Rzymianie mawiali: „Contra factum nullum argumentum. – Przeciw faktom nie ma argumentów”. Można próbować zakrzyczeć fakty, obrzucić błotem, wykoślawić, a nawet zasypać gruzami kłamstw. To próbowali uczynić Żydzi przekupując żołnierzy, by rozpuszczali plotki o kradzieży Jezusowego ciała. (Dziś to samo robi się np. z autorytetem JP II). Na chwilę to może i zadziała. Ale fakt pozostanie faktem i wcześniej czy później prawda wyjdzie na jaw. Jej pieczęcią jest często śmierć głoszącego, który woli umrzeć, niż zaprzeczyć, że czegoś nie widział lub nie przeżył. My dziś mawiamy, że „nie damy sobie za kogoś lub za coś uciąć ręki”. Bo nie jesteśmy czegoś pewni. Apostołowie i wielu chrześcijan, którzy spotkali Zmartwychwstałego, dawali sobie za to odebrać życie, a nie tylko odcinać rękę. Dlatego im wierzymy.
Jako drugie czytanie mieliśmy dwa do wyboru: oba pochodzą od św. Pawła – z listu do Kolosan lub do Koryntian. Wybraliśmy to do Kolosan. Apostoł zachęca w nim adresatów czyli dziś nas, byśmy powstawszy z Jezusem (czyli przyjąwszy chrzest) szukali tego co w górze. A zatem życie chrześcijanina ma być ukierunkowane na rzeczywistość nieba, a nie ziemi. Ziemia i to co ziemskie interesuje nas tylko o tyle, o ile schody interesują człowieka, który chce wejść na piętro. Są ważne, ale nie są naszym celem. Celem jest mieszkanie na piętrze, a nie zachwyt czy kontemplacja schodami, które na nie prowadzą. Ludzie skupieni zbyt na sprawach doczesnych podobni są do tych, którzy mają piękny dom, wspaniały apartament na piętrze i zamiast się nim cieszyć, i o niego dbać, z uporem maniaka, czasem na kolanach, czyszczę i pucują schody, a nawet rozkładaj na nich łóżka i meble. Nikt o zdrowych zmysłach nie chce mieszkać na schodach, gdy ma piękne mieszkanie na piętrze. O schody trzeba dbać, ale tylko o tyle, o ile to konieczne by wejść do domu…No właśnie… Nikt o o zdrowych zmysłach… Tu akurat chodzi o ten jeden zmysł… zmysł wiary… A on u nas często szwankuje…
I wreszcie Ewangelia. I ona nam pokazuje na czym polega ten zmysł wiary. Widzimy w niej dwóch apostołów, tych najbliższych Jezusowi: Piotra i Jan. Obaj biegną do grobu, bo zaniepokoiły ich słowa Marii Magdaleny, że grób Jezusa jest pusty. A przecież przedwczoraj złożono w nim ciało Jezusa, a w nocy na dodatek wartę trzymali tam żołnierze! Co więc się stało, że grób jest pusty?! Uczniowie na wyścigi pędzą zobaczyć co się wydarzyło. I rzeczywiście: zastają pusty grób i leżące w nim płótna. I tu pojawia się u Jana (a i pewnie u Piotra) właśnie to, co jest kwintesencją tego wydarzenia – wiara! Jan ujrzał i uwierzył! Ujrzeć pusty grób – nie Jezusa, lecz grób – i uwierzyć! Te dwa słowa są niezwykle ważne! W pierwszym czytaniu widzieliśmy Piotra, który opowiada o zmartwychwstaniu Jezusa dlatego, że się z Nim spotkał. Ale to o czym opowiada Piotr, nie było już wynikiem jego wiary, lecz DOŚWIADCZENIA, rozumu! On Jezusa widział i z Nim rozmawiał. Zanim jednak doszło do ich spotkania, najpierw zarówno on, Piotr, jak i Jan musieli UWIERZYĆ, widząc tylko pusty grób! I to, że uwierzyli umożliwiło im dopiero potem spotkanie i rozpoznanie Jezusa. A nie wszyscy jak wiemy Go rozpoznawali… Tomasz np. chciał najpierw dotknąć, by po dotknięciu uwierzyć… I to jest bardzo ważna podpowiedź dla nas. To najpierw musi pojawić się wiara, a potem może dojść dopiero percepcja zmysłowa, poznanie Jezusa wzrokiem, dotykiem, słuchem, krótko mówiąc – rozumem. Najpierw wiara, a potem ta wiara pozwoli zrozumieć! My dziś próbujemy zrobić na odwrót. Najpierw chcemy poznać Jezusa, wszystko o Nim wiedzieć, upewnić się, że On rzeczywiście zmartwychwstał, że to co mówił jest prawdziwe i jeszcze że nam się to „opłaca”… No i nie dziwne, że nie wierzymy… Bo wiedza rzadko, lub wcale nie prowadzi do wiary! Ciągle gdzieś mamy luki w tej wiedzy, ciągle brakuje dowodów… Natomiast droga odwrotna – najpierw uwierzyć, by potem Jezus pozwolił się coraz lepiej poznawać, to jest droga właściwa… I to jest droga chrześcijanina… Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli… Najpierw trzeba w Jezusa UWIERZYĆ, by potem On stopniowo, lub czasem szybciej, dał się nam poznać… Jeśli byśmy mieli to porównać do jakiegoś obrazu, to my dziś zachowujemy się jak na zakupach. Najpierw towar (np. odkurzacz) oglądamy, czytamy o nim wszystko co się da, zastanawiamy się do czego nam on potrzebny, jak go użyć, itd… a potem go kupujemy (lub nie). I wtedy ten towar nie jest już dla nas żadną tajemnicą. Nie musimy w niego wierzyć, bo go mamy w ręku. A tymczasem logika Jezusa jest odwrotna: otrzymujesz pudełko, w którym jest „coś”. I musisz je przyjąć czyli uwierzyć, że w tym pudełku po rozpakowaniu jest dokładnie to, co naprawdę ci jest potrzebne. I tym „czymś” Jest właśnie Jezus. Mając Go, masz już wszystko, a nawet więcej niż potrzebujesz. Niestety trzeba zrobić ten jeden krok, najtrudniejszy krok – uwierzyć w Niego… A więc dlaczego tu dziś przyszliśmy: bo wierzymy, czy dlatego, że chcemy uwierzyć?