"filozofijki"

Modlitwa o krzyż

Wielu współczesnych i już nie aż tak współczesnych autorów, filozofów, dziennikarzy, myślicieli, przywódców duchowych i innych ludzi myślących trafnie zdiagnozowało kierunek, w którym idzie, a wręcz galopuje współczesny człowiek (świat). Np. Rod Dreher (Żyć bez kłamstwa) robi podsumowanie wieku XX i analizę tego jak w XXI społeczeństwo zmierza w stronę „różowego totalitaryzmu” czyli takiej sytuacji, w której za obietnicę spełnienia moich hedonistycznych zachcianek i zaspokojenia wszelkich moich potrzeb, ja świadomie i dobrowolnie oddaję (sprzedaję) swoją wolność. To się bowiem dzieje na naszych oczach. Wchodzimy w Nowy wspaniały świat (Huxley).

Kiedyś człowiek żył w duchu posłuszeństwa wobec tego co transcendentne (co zwał takim czy innym Bogiem – bogiem). Prawda była „gdzieś na zewnątrz”, poza człowiekiem. Nam zależało ją odkrywać i się do niej dostosowywać. To dawało jakieś zewnętrzne (boskie) zasady porządkujące świat, których nie wolno było zmieniać. Takie zasady kontrolowała religia, która siłą rzeczy musiała ograniczać, bo tam gdzie jest prawo, musi być i jego kontroler, nadzorca i egzekutor. Była nim wiara w Boga (bogów) i ewentualne konsekwencje wieczne (i doczesne) jeśli się je (te zasady) złamało. Ale dziś ludzie poszli dalej. Stwierdzili, że po co nam te zewnętrzne okowy!? One tylko ograniczają naszą wolność. Wiec zrzucili je czyniąc siebie samych normą PRAWDY. Spełniła się obietnica węża z raju: „będziecie jak bogowie”. Staliśmy się więc bogami! Tylko ta obietnica jest bardzo kłamliwa, bo bogowie są… śmiertelni!

Oczywiście każdy używający rozumu dojdzie szybko do przekonania, że taka nowa religia („ja jestem bogiem”) jest dla człowieka autodestrukcyjna. Innymi słowy jej wyznawcy dokonają aktu autodestrukcji. Nie trudno odgadnąć, że ten ma prawdę, kto jest silniejszy i na końcu zostanie już tylko jeden człowiek, który zabije tego przedostatniego, z którego „prawdą” się nie zgadzał. 

Ta autodestrukcja zaczyna od oddania własnej wolności za obietnicę szczęśliwego, pełnego przyjemności życia. Co gorsza – i w tym tkwi problem – to jest obietnica na razie konsekwentnie spełniana! Bo świat, w którym człowiek płaci za wygodę wolnością zapewnia dużo dobrostanu. Problem jest tylko taki, że „dużo” nie znaczy „wszystko”. I tak problem cierpienia zostanie nierozwiązany i dlatego człowiek dzisiejszy żyjący w hedonizmie okrutnie za ten styl życia zapłaci za jakiś czas (prawdopodobnie potworną samotnością). 

Natomiast czy to da się jakoś zatrzymać? Wspomniani myśliciele są jak lekarze, którzy widzą skąd się bierze choroba i do czego doprowadzi, ale nie czarujmy się – strach przed cierpieniem i śmiercią nikogo nie zmusi, nie przekona do ascetycznego życia. Gdy współczesny chory człowiek (ze swą chorą duszą i psychiką) stanie przed diagnozą takich lekarzy – myślicieli i usłyszy: „ten bezbożny, egoistyczny i hedonistyczny sposób życia, to życie w którym ty sam jesteś bogiem doprowadzi cię do cierpienia i śmierci”, odpowie: „wiem, ale co z tego?”.

Ja wiem, że to jest odpowiedź człowieka o mentalności autodestrukcyjnej, ale taka jest mentalność tego człowieka. I nic jej nie zmieni, tylko krzyż. To jest choroba, która nazywa się zakamuflowanym brakiem nadzieji (w sensie cnoty teologalnej, bo nadzieja w sensie potocznym jest – to optymizm. Ale on nie wystarczy…). Dlatego gdy wielu myślicieli bije na alarm, by zawrócić z tej drogi, pokazuje jej niebezpieczeństwo, ja osobiście modlę się o krzyż dla świata. Tylko on uratuje duszę tych ludzi. Oczywiście jeśli się temu człowiekowi obciążonemu takim krzyżem pokaże horyzont zmartwychwstania i życia wiecznego. Nic innego nie uleczy tego chorego świata. 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *