Metoda przemiany człowieka
Opiszę tu metodę przemiany człowieka. Co mam na myśli? Chodzi mi o utworzenie „nowego człowieka”, czyli „wkodowanie” nowej mentalności w ludzkość. Jest to metoda wypracowana przez Kościół, przez chrześcijan. Sądzę, że pochodzi ona od Boga (sam Jezus się nią posłużył). Niestety metoda ta została skopiowana, „odmałpowana” przez Złego i wykorzystana przez niego to utworzenia człowieka o „szatańskiej mentalności”, jaki zaczyna dominować w dzisiejszym świecie. Czy Kościół może tę metodę wykorzystać znów dla siebie? Nie wiem. Pytanie jest otwarte…
Będę posługiwał się czasem określeniami światowymi, czasem będę je przekładał na pojęcia ewangeliczne. A więc…
Zacznę od skrótu. Jezus Chrystus przyszedł na świat, by stworzyć „nowego człowieka”. Św. Paweł go nazwie człowiekiem „doskonałym, (dorosłym) do miary wielkości według Pełni Chrystusa” (por. Ef 4,13, ale także Kol 3,5-17 i inne… „Przyoblecz mnie Panie w nowego człowieka stworzonego w sprawiedliwości i świętości Bożej…”). To Chrystus jest tym pełnym nowym człowiekiem, a my mamy się nim stawać. Chrystus zostawił nam tu wzór.
Jak to zrobić?
Na płaszczyźnie indywidualnej – naśladować Chrystusa. I tu właściwie można by skończyć cały wywód. Ale… Jest jeszcze „płaszczyzna zbiorowa”. Chodzi o to bym nie tylko ja stał się jak Chrystus, ale żeby każdy człowiek na ziemi we wszystkich pokoleniach stał się jak On. I temu służy wspólnota – Kościół. To jest wspólnota „nowych ludzi”, którzy zarażają sobą innych przemieniając ich w „nowych ludzi”.
I teraz sama metoda: polega ona na obumieraniu. Pięknie pokazuje to Jezusa mówiąc o ziarnie, które jeśli nie obumrze, zostanie samo. Jeśli obumrze wyda owoc – nowe ziarna gotowe do obumierania.
Pierwszym Ziarnem był Chrystus. On obumarł, został zabity. Ale to Ziarno zdążyło „zarazić” sobą kolejne ziarna – pierwszych Apostołów, chrześcijan. A ci kolejnych… Itd…
Jak wygląda proces „zarażania”?
Umiera człowiek. Umiera niesprawiedliwie. Zostaje zabity za swą wierność ideałom, za poglądy, za sprawę… (W gruncie rzeczy – obojętne, bo ta metoda działa na wszystkich polach…) A więc Jezus umarł z miłości do człowieka. Co się potem stało? (Tu zaczyna się ta metodologia). Piotr wychodzi i mówi: „popatrzcie, tego człowieka, Jezusa, który przeszedł dobrze czyniąc i uzdrawiając wszystkich wy zabiliście przybiwszy do krzyża…” (por. Dz 2,22). Mówi to wobec tłumów. Część z tych ludzi może nawet widziała na własne oczy jak zabijano Jezusa! Co się wtedy dzieje? Pojawia się coś genialnego i cudownie zakodowanego przez Boga w sercu każdego człowieka – pojawia się MIŁOŚĆ. Zaczyna pracować ta moc przemieniająca w człowieku zwana miłością. Jak ona się najpierw objawia? W postaci poruszenia serca zwanego WSPÓŁCZUCIEM. To odruch każdego człowieka, każdego z nas. Każdy zdrowy człowiek go ma, bo zostaliśmy tak przez Boga „zaprogramowani”, stworzeni, że go mamy! I ten odruch jest kluczowy, bo to siła sprawcza przemiany! Ludzie wspominając zabitego Jezusa i jego krew wzruszają się! Pojawiają się tacy, którzy pragną Go naśladować, bo to wzruszenie prowadzi ich do solidarności z Nim, do chęci bycia jak On. I tak pojawia się Szczepan, a potem kolejni… Wszyscy zabijani, a jednocześnie po zabiciu wywołujący współczucie kolejnych i kolejnych… Chrześcijanie, czyli naśladowcy Chrystusowi się namnażają! Jest ich coraz więcej i więcej, a jednocześnie coraz więcej jest zabijanych! Część z nich żyje i umiera „normalnie”, ale już jako „nowi ludzie”, przemienieni, a część jest zabijanych, czyli obumierają! I to ci właśnie „produkują” mocą współczującej miłości kolejnych chrześcijan! I tak ta sytuacja trwa przez 3 wieki! Tertulian podsumuje to jednym zdaniem: „Krew męczenników jest nasieniem chrześcijan”. I tak naprawdę TYLKO te ziarna, zabite, tylko one „produkują” nowych wyznawców – nowych chrześcijan, nowych ludzi. Ci którzy wiarę otrzymują od „ziaren niezmielonych” są letni, tzn. oni sami nie są w stanie przekazać życia, choć je mają! Chyba, że zostaną i oni „zmiażdżeni”.
Tak dziej się przez wieki. Metoda działa! Męczennicy rodzą nowych chrześcijan! I tylko oni! Nie ci którzy nauczają, a sami nie obumierają! Ci nie powiększają spichlerza Kościoła!
Co się więc stało?
Niestety metodę tę przejął także Zły naśladując ją. Aby zobaczyć jak posłużę się przykładem. Na początku lat 80- tych ulicami Berlina szła garstka (5-10) osób machających wtedy zielonymi flagami (a dziś mogły być też tęczowe…). Przeszli obojętnie… Nikt by o nich i ich „krzykach”, ideałach nie pamiętał. Ale… Za rok przeszli znowu krzycząc to samo… I znów cisza…Za dwa lata też szli, ale pościągali do tego koszulki… Co się stało? Pojawiła się grupa osób, którzy w dobrej wierze zaczęli krzyczeć, że to nie moralne… Więc za trzy lata ci z flagami postanowili zdjąć także majtki. Grupa oburzonych wzrosła. Za cztery lata grupa z flagami pozdejmował już wszystko co się dało i zaczęła krzyczeć jeszcze głośniej. Obrońcy moralności i dotychczasowego porządku społecznego nie wytrzymali: wysłali policję, by tych zamknąć (i przy okazji „spałować”). I o to właśnie chodziło Złemu. Przy pomocy wrażliwych na krzywdę ludzką dziennikarzy obwieszczono to całemu światu. W ludziach zadziałało to, co w przypadku pierwszych chrześcijan – współczucie dla pokrzywdzonych! Dalej nie trzeba już chyba pisać jak sprawa się potoczyła… Wyznawcy z zielonymi flagami są dziś trzecią liczącą się siłą w Bundestagu, a grupa ich zwolenników na całym świecie rośnie z dnia na dzień. Oczywiście co jakiś czas trzeba nowych „męczenników” (np. mała dziewczynka o imieniu Greta…). I tak liczba ludzi o „mentalności ekologicznej” rośnie.
Podałem tu przykład, by zarysować strategię i metodę działania skopiowaną przez Złego od nas, chrześcijan! Oczywiście dużo wcześniej ta metoda była już przez niego wykorzystywana. Wcześniej tą „pałowaną mniejszością” byli homoseksualiści, wcześniej robotnicy, wcześniej niewolnicy… To mało istotne… Nawet jeden z filozofów nazwał tę metodę chyba „walką klas” albo jakoś inaczej. Generalnie zasad jest taka: mniejszość trzeba zmiażdżyć (uciskać, spałować, zakazać, zabijać, wszystko jedno…). Potem to nagłośnić, pokazać innym (większości). Naturalnie zadziała od razu miłość czyli współczucie i solidarność, a tym samym powiększa się liczba zwolenników mniejszości. I tak to działa… Niestety Kościół o tym zapomniał i zaniedbał swoją metodę. Poszliśmy na „układ” (dialog) ze światem, zamiast z nim „walczyć” i tworzyć nowych męczenników… Stąd jesteśmy dziś w odwrocie. Nowy człowiek już nie jest „nowym” według wizji Jezusa (i Pawła) lecz nowym według wizji szatana. Zakodowano w nim mentalność jaką Zły sobie życzył (wrogą życiu, pełna nienawiści, wyuzdaną, rozleniwioną…).
Czy jest na to sposób?
Tak! Potrzeba Kościołowi nowych męczenników i nagłośnienia ich śmierci! Potrzeba ludzi, którzy będą prześladowani lub zabijani za to, że modlą się pod klinikami aborcyjnymi, za to że modlą się w swoich świątyniach, za to że są chrześcijanami po prostu! W ten sposób „nowych ludzi” o mentalności (czyli żyjących w Duchu Chrystusa) przybędzie!
Jest jednak jedno niebezpieczeństwo. Niestety być może jest już na to za późno… Dlaczego? Dlatego, że szatan sprytnie „wyłączył” w nas, ludziach to co było istotą by ziarno wydało plon – zdolność do kochania i wrażliwość na ludzką krzywdę! Wyłączył to przez oswajanie nas z pomocą mediów z śmiercią, łzami, ludzkim cierpieniem, ludzką krzywdą… Ludzie którzy ciągle patrzą na rozlaną krew popadają w obojętność na jej widok, tracą zdolność kochania! Tracą empatyczność… I może się zdarzyć, że ziarna nawet będą obumierać, ale nikogo to już nie będzie obchodzić… Mam wrażenie, że tak się już dzieje… Kogo obchodzą miliony abortowanych dzieci, czy tysiące zabitych na Ukrainie, w Sudanie czy innym miejscu na świecie… Kobiety (matki) przestały kochać życie, kochać dzieci. Kiedyś chciały ich mieć jak najwięcej, dziś jedno i psa… Miłość powoli zamiera… Nawet ta „instynktowna”… Ludzkie serca szatan zaczyna upodabniać do swego serca – czyni je niezdolnym do kochania, a zdolnym tylko do nienawiści…