Konferencja 2
Jezus obchodził całą Galileę, nauczając w tamtejszych synagogach, głosząc Ewangelię o królestwie i lecząc wszystkie choroby i wszelkie słabości wśród ludu.A wieść o Nim rozeszła się po całej Syrii. Przynoszono więc do Niego wszystkich cierpiących, których dręczyły rozmaite choroby i dolegliwości, opętanych, epileptyków i paralityków, a On ich uzdrawiał.I szły za Nim liczne tłumy z Galilei i z Dekapolu, z Jerozolimy, z Judei i z Zajordania. Jezus, widząc tłumy, wyszedł na górę. A gdy usiadł, przystąpili do Niego Jego uczniowie.Wtedy otworzył swoje usta i nauczał ich tymi słowami:
«Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.
Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni.
Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię.
Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni.
Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią.
Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą.
Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi.
Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.
Błogosławieni jesteście, gdy [ludzie] wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was. Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie. Tak bowiem prześladowali proroków, którzy byli przed wami.
Mt 4,23-5,11
Temat: Co to znaczy nawrócić się? (Odkryć, że Jezus przyszedł do grzeszników i ich nazwał błogosławionymi. A więc jestem błogosławiony!)
Ewangelia: Mt 4,23-5,13
Po wczorajszej nauce być może ktoś mógł się załamać, ktoś wrażliwszy. „To jak, wychodzi, że jestem poganinem… A w najlepszym wypadku mentalnym żydem. Wychodzi, że ja nie wierzę w Jezusa lecz w mojego „bożka” o imieniu Jezus, którego sobie wyprodukowałem…
No więc Cię pocieszę… To właściwe odkrycie i wcale nie takie szokujące… Wszyscy tak mamy! Wszyscy! Dlatego wszyscy potrzebujemy ciągłego NAWRACANIA, czyli tego przechodzenia ku mentalności Jezusa, ku prawdziwemu chrześcijaństwu! I po to są te rekolekcje. Zresztą to się ma dokonywać nie tylko w takich rekolekcjach, lecz w całym moim życiu… Codziennie… Ciągle trzeba „zrzucać z siebie tego starego człowieka, a przyoblekać się w nowego”. I tak będzie do samej śmierci! I wcale nie zwolni mnie z tego mój wiek, moje mówienie: „aaa… ja już tak życie przeżyłem… co ja będę coś się na starość zmieniał… Tak mnie wychowano, tak mnie nauczono…” Absolutnie! Tu trzeba ciągle przyjmować postawę Nikodema, który w swym sędziwym wieku przychodzi nocą do Jezusa poruszony Jego nauką i pyta: „Jak ja się Panie mam na nowo narodzić? Czy człowiek w moim wieku może to jeszcze zrobić? Czy mam wejść w łono mej matki i od nowa jeszcze raz się urodzić?” I Jezus jemu, temy starcowi odpowiada: „Tak! Właśnie także ty masz się na nowo narodzić! Ale nie dosłownie, fizycznie, ale duchowo! Masz się na nowo stać dzieckiem, bo inaczej nie wejdziesz do królestwa niebieskiego. Nie wejdziesz! Wiek ci tu nic nie pomoże… Doświadczenie życiowe nic ci tu nie pomoże… To, że do tej pory przestrzegałeś przykazań, bo ci kazali, bo cię nauczyli, nic ci tu nie pomoże!” Nikodemowi bardzo trudno to przychodziło… Ale chyba w końcu zrozumiał…
A co to znaczy na nowo się narodzić? Co to znaczy że mam się ciągle nawracać?
I o tym będzie ta dzisiejsza konferencja. Co takiego zatem trzeba odkryć w swoim życiu, by się nawrócić… Co takiego Jezus pokazał Nikodemowi, Apostołom i całej rzeszy ludzi, którzy Go słuchali, że spowodował ich nawrócenie…? Zobaczmy…
Aby to nieco zrozumieć, trzeba popatrzeć nie tylko na dzisiejszą Ewangelię, ale także na jej kontekst, czyli tło, okoliczności, powód jej napisania i adresatów do których Mateusz ją pisał. A wyglądało ono tak:
Grupa uczniów Jezusa (nie apostołów, lecz tych którzy w Niego uwierzyli), musiała uciekać przed prześladowaniami z Jerozolimy do innego miasta – Antiochii. Antiochia była odległa od Jerozolimy o około 700 km, a więc ze 3 tygodnie drogi, i było to ponoć trzecie co do wielkości miasto Imperium Rzymskiego (po Rzymie i Aleksandrii w Egipcie). Mieszkało w niej około 100 – 150 tys. samych tylko ludzi wolnych różnych nacji, a do tego obsługiwało ich 200 tys niewolników. A więc w sumie prawie 350 tys ludzi. Wśród nich było około 50 tys. Żydów. I do tej masy ludzkiej trafiła garstka uczniów Jezusa, z pochodzenia także Żydów, ale tych którzy uwierzyli, że Jezus to Mesjasz. Ilu ich było? Naukowcy podają że nie mniej niż 20 osób, ale nie więcej niż 200. A więc kropla w morzu! I właśnie Ci uczniowie – prawdziwi chrześcijanie – stanęli do konfrontacji z 300 tys. pogan i 50 tys. Żydów wyznających judaizm. Jak pamiętamy właśnie w tym mieście narodziło się określenie, nazwa – chrześcijanie. (Czyli dosłownie „Chrystusowi, ci co uwierzyli Chrystusowi).
I teraz ta kropelka chrześcijan stanęła wobec tej masy niczym mrówka wobec walca. Jak tu zachować wiarę? Przecież ta masa mnie zaraz wchłonie! Zginę w niej jak kropla w morzu… Do tego zaczęły się budzić dziesiątki pytań: kiedy Jezus powróci, a może się pomyliliśmy… Ich współbracia – żydzi im mówili: dajcie sobie spokój z tym Mesjaszem… Wróćcie do nas, do synagogi, do starej wypróbowanej religii… I zaczęły się w sercu dziać dylematy…
I właśnie do nich, do tej maleńkiej trzódki pisze swą Ewangelię Mateusz – dawny celnik z Kafarnaum. Pisze opowieść o Jezusie Mesjaszu. Pisze w ich języku – po aramejsku. Pisze by ich utwierdzić w wierze, by ich umocnić i przekonać, że słusznie wybrali idąc za Jezusem, wierząc w Niego. Żeby się nie poddawali naciskowi grupy, bo to oni – uczniowie Jezusa – mają Prawdę po swojej stronie, a nie te masy które chcą ich zakrzyczeć. Dlatego Mateusz pisząc chce tą małą trzódkę na nowo utwierdzić w wierze. Pokazać im Komu uwierzyli i w Kim złożyli nadzieję. Chce im pokazać, że wszystko co znają ze Starego Testamentu jako Żydzi, wszystko to spełniło się w Jezusie. Co więcej, Jezus jest Nowym Mojżeszem, nowy wybrańcem Bożym, którego zresztą Mojżesz im obiecał, że Go otrzymają! Mateusz zatem umacnia wiarę i wybór Jezusa w tej małej, wahającej się jeszcze ciągle między Jezusem, a judaizmem grupce uczniów. Dlatego są oni podobni do nas, dlatego chcemy się nawracać jak oni to kiedyś uczynili czyli zapoznawać z tym, co ich skłoniło do przyjęcia wiary w Jezusa!
A co ich skłoniło do uwierzenia Jezusowi? Co ich nawróciło ku Niemu? Ano… To co od Jezusa usłyszeli pewnego pięknego dnia nad Jeziorem Genezaret… (A były to słowa, któreśmy słyszeli przed chwilą…) A chodzi dokładnie o jedno słowo: jesteście BŁOGOSŁAWIENI! Oni usłyszeli tam wtedy od Jezusa, że są błogosławieni! Czyli jesteście szczęśliwi! Jesteście! Już teraz jesteście! JUŻ TERAZ JESTEŚCIE NIESAMOWITYMI SZCZĘŚLIWCAMI! I to nie dlatego, że Mnie – Jezusa słyszycie, ale z innego powodu! Zobaczmy dlaczego… Zobaczmy też dlaczego wy, siedzący tu w ławkach i ja możemy nazywać się szczęśliwcami, błogosławionymi…
Otóż kto to był człowiek szczęśliwy według Żydów? Można się to dowiedzieć ze ST. Psam 1, a więc tan na początku ich „modlitewnika” podaje definicję człowieka szczęśliwego! Posłuchajmy żydowskiej definicji człowieka szczęśliwego:
Szczęśliwy (a więc błogosławiony) mąż,
który nie idzie za radą występnych,
nie wchodzi na drogę grzeszników
i nie siada w kole szyderców,
lecz ma upodobanie w Prawie Pana,
nad Jego Prawem rozmyśla dniem i nocą.
A więc szczęśliwy to jest ten człowiek, który NIE GRZESZY, który przestrzega ściśle przepisów Prawa Mojżeszowego, który nie popełnia żadnego zła… Dlaczego jest on szczęśliwy? Bo Bóg mu błogosławi, a więc daje za to przestrzeganie Prawa nagrodę w tym życiu doczesnym, tu teraz na ziemi! Pięknie poetycko opisuje to Psalm dalej:
Jest on jak drzewo zasadzone nad płynącą wodą,
które wydaje owoc w swoim czasie,
a liście jego nie więdną:
Wszystko co uczyni, pomyślnie wypada.
A inny psalm (Ps 128) o taki człowieku powie dosłownie:
Bo z pracy rąk swoich będziesz pożywał,
Małżonka twoja jak płodny szczep winny
we wnętrzu twojego domu.
Synowie twoi jak sadzonki oliwki
dokoła twojego stołu.
A więc będziesz cieszył się dobrobytem, będziesz miał wspaniałą żonę i udane, i zdrowe dzieci. Będziesz zażywał dobrobytu i szczęśliwego życia w swym własnym domu… Można powiedzieć: coś wspaniałego! Marzenie każdego z nas…
Co jednaj jest warunkiem, by tak się stało? Ano musisz przestrzegać przykazań, przestrzegać Prawa Mojżeszowego, nie grzeszyć. Wtedy za twe dobre postępowanie Pan Bóg ześle ci to wszystko co jest twoim marzeniem. Czyli to co mówiłem wczoraj: przestrzegaj Prawa, oddaj Bogu co Mu się należy, a otrzymasz od tego jedynego Boga wszelkie łaski… Tak działała religia żydowska – judaizm.
Niemal automatycznie Żydom z tego wychodziło, że jeżeli nie przestrzegasz Prawa, to Bóg ci w życiu nie daje nic. A zatem dlaczego jesteś chory? Bo zgrzeszyłeś! Dlaczego jesteś trędowaty! Musiałeś nagrzeszyć! Dlaczego umarło ci dziecko? Bo nie przestrzegałeś przykazań! Dlaczego spalił ci się majątek? Bo nie składałeś Bogu przepisanych ofiar! Wszelkie nieszczęście, bieda materialna, brak pieniędzy, brak dzieci, choroba, wypadek, wszystko to było ewidentnym dowodem, że jesteś grzesznikiem! Nie przestrzegasz Prawa, przykazań – Bóg ci nie błogosławi! Jesteś przeklęty! I taka była świadomość Żydów (zobaczcie ilu nas tak myśli: „Bóg mnie ukarał chorobą… No tak… doigrałem się… Rób tak dalej a zobaczysz – Pan Bóg cię pokarze…” To pokłosie tego myślenia…).
I teraz przychodzi Jezus, siada na górze i co mówi? Jesteście BŁOGOSŁAWIENI! Nie mówi, „będziecie błogosławieni jak spełnicie przykazania, ale JUŻ TERAZ jesteście szczęśliwi… Ale zaraz… do kogo On tak mówi… Zobaczmy co to za towarzystwo tam siedziało…
Słyszeliśmy przed chwilą co to za towarzystwo przyszło do Jezusa:
Przynoszono więc do Niego wszystkich cierpiących, których dręczyły rozmaite choroby i dolegliwości, opętanych, epileptyków i paralityków (…). I szły za Nim liczne tłumy z Galilei i z Dekapolu, z Jerozolimy, z Judei i z Zajordania. (por. Mt 4,24n).
A więc to nie byli ŚWIĘCI, którzy przestrzegali przykazań! Absolutnie! Przecież ci opętani, epileptycy, paralitycy albo ja to czytamy w jednym z brewiarzowych hymnów:
Jezu otoczony rzeszą
Kalek, ślepców, trędowatych,
Ciał niemocą naznaczonych,
Dusz błądzących po bezdrożach;
Jezu, któryś miał przyjaciół
Wśród celników, jawnogrzesznic,
Któryś szukał pogardzonych,
Zeszpeconych plamą winy;
To właśnie to towarzystwo otaczało Jezusa pod Górą Błogosławieństw! Oni i ci którzy ich przyprowadzili. Nie byli to ludzie w mniemaniu przepisów Starego Prawa „szczęśliwi”, lecz WYKLĘCI! Oni byli przeklęci przez Prawo, przez ortodoksyjnych Żydów, przez uczonych w Prawie, przez faryzeuszy! Ten „lud który nie zna Prawa jest przeklęty” – tak ich określali ówcześni bogobojni żydzi! Do tego skąd oni byli? Z Galilei!!! Z ziemi na poły pogańskiej! Z Dekapolu czyli terenów w zdecydowanej większości zamieszkałej przez greków, rzymian i co najmniej słabo religijnych Żydów. Wielu z nich nie tylko nie znało Prawa, ale pewnie nawet kiepsko znali święty język ojczysty! To byli ludzie, od których ci pobożni i sprawiedliwi, ortodoksyjni Żydzi się z odrazą obracali i wstydzili się ich, wstydzili się nazywać ich braćmi!
I teraz cała ta „nędza galilejska”, siedziała u stóp Jezusa, a On ich nazywa szczęśliwymi… Dla nich to był szok! Nazywa ich błogosławionymi gdy są ubodzy, bez pieniędzy, bez władzy, gdy cierpią prześladowanie, są poniżani, wykorzystywani, pogardzani, gdy zdzierają z nich podatki i łupią na wszelkie sposoby…. Są szczęśliwi, gdy doświadczają w swym życiu cierpienia, niesprawiedliwości…
Jezus nie zaklina rzeczywistości! On mówi: szczęśliwi jesteście właśnie tacy, jacy przyszliście do mnie! Bez korekty! Bez retuszu, bez nakładania makijażu i udawania, że jesteście lepsi niż jesteście! Szczęśliwi jesteście dokładnie w takim stanie w jakim tu stoicie! I nie nie dlatego, że za chwilę was uzdrowię i poczujecie się lepiej… Niektórych pewnie tak, ale nie wszystkich! Szczęśliwi jesteście już tu i teraz….!” Tak Jezus do niech mówił!
Powiemy pewnie: no dobrze… Ale jak to się ma do nas dziś… No właśnie… A czy wy, czy ja, nie jesteśmy tacy sami jak tamci biedacy spod Góry Błogosławieństw?
Kto z nas jest bez grzechu? Kto jest zdrowy w 100%? Kto nie ma w swej rodzinie chorych, pijaków, porzuconych żon, rozbitych małżeństw, młodych mieszkających ze sobą bez ślubu jak poganie, dzieci które żyją bez Boga, przestały się modlić, rodziców biegających tylko za pieniędzmi… Kto nie ma walczących desperacko w salonach piękności i gabinetach kosmetycznych z upływem czasu kobiet? Kto nie ma mężczyzn ostatkiem sił walczących o młodość na siłowaniach i w salonach SPA… Kto z nas nie ma zmartwień jak to będzie żyć za rok, dwa lub 5 lat? Kto nie boi się diagnozy lekarskiej, a może już nosi w sobie „wyrok śmierci” od lekarza? Kto z nas w życiu nie ukradł, zdradził, oszukał, skrzywdził, wykorzystał, zawiódł… Czy nie ma takich wśród nas?
I co nam mówi Jezus w takiej sytuacji? Czy mówi: idź, nawróć się, popraw się, a potem przyjdź… Przyjdź to cię uzdrowię, to cię przytulę, to cię podniosę na duchu, to cię przyjmę? OTÓŻ NIE! To waśnie do was, do nas wszystkich grzeszników już dziś Jezus mówi: SZCZĘŚLIWI JESTEŚCIE! Nie jutro, jak się wyspowiadacie, nie pojutrze jak się nawrócicie, nie w przyszłości jak uregulujecie swoje sprawy rodzinne, małżeńskie zawodowe! Nie! Ale właśnie DZIŚ! Właśnie teraz, już jesteście szczęśliwi!
Ktoś powie: ksiądz zwariował… Jakoś nie czuję szczęścia… To nie ja to mówię, ale Pan Jezus… Przecież to Jego słowa wypowiadane nie tylko do tych nędzników znad Jeziora Galilejskiego, nie tylko do tej małej trzódki pierwszych chrześcijan z Antiochii, ale do nas tu i to dziś! Jesteś szczęśliwy! Jesteś szczęściarzem… I to nie dlatego, że nie masz grzechów, bo je masz! Dlatego „nie czujesz szczęścia”. Jest inny powód dla którego Jezus nazywa cię dziś błogosławionym… Jaki to powód…?
O tym dowiesz się jutro… jeśli przyjdziesz…