Chrystus innym kapłanem nowej liturgii…
Jezus może całkowicie zbawiać na wieki tych, którzy przez Niego przystępują do Boga, bo wciąż żyje, aby się wstawiać za nimi.
Takiego bowiem potrzeba nam było arcykapłana: świętego, niewinnego, nieskalanego, oddzielonego od grzeszników, wywyższonego ponad niebiosa, takiego, który nie jest zobowiązany, jak inni arcykapłani, do składania codziennej ofiary najpierw za swoje grzechy, a potem za grzechy ludu. To bowiem uczynił raz na zawsze, ofiarując samego siebie.
Prawo bowiem ustanawiało arcykapłanami ludzi obciążonych słabością, słowo zaś przysięgi, złożonej po nadaniu Prawa, ustanawia arcykapłanem Syna doskonałego na wieki.
Sedno zaś wywodów stanowi prawda: takiego mamy arcykapłana, który zasiadł po prawicy tronu Majestatu w niebiosach, jako sługa świątyni i prawdziwego przybytku zbudowanego przez Pana, a nie przez człowieka. Każdy bowiem arcykapłan ustanawiany jest do składania darów i ofiar, przeto trzeba, aby Ten także miał coś, co by ofiarował. Gdyby więc był na ziemi, to nawet nie byłby kapłanem, gdyż są tu inni, którzy składają ofiary według postanowień Prawa. Usługują oni obrazowi i cieniowi rzeczywistości niebieskich. Gdy bowiem Mojżesz miał zbudować przybytek, został w ten sposób pouczony przez Boga: «Bacz, abyś uczynił wszystko według wzoru, jaki ci został ukazany na górze».
Teraz zaś Chrystus otrzymał w udziale o tyle wznioślejszą służbę, o ile też stał się pośrednikiem lepszego przymierza, które oparte zostało na lepszych obietnicach.
Hbr 7, 25 – 8, 6
I znów w liturgii wraca nam w Liście do Hebrajczyków temat kapłaństwa. Dowiadujemy się dziś o kolejnym aspekcie Chrystusowego kapłaństwa. Jest nim totalna nowość w stosunku do kapłaństwa starotestamentalnego. Na czym ona polega? Po pierwszy na jego INNOŚĆ w stosunku do tego co znali Hebrajczycy ze swej świątyni. Autor wylicza tu kilka aspektów tej inności. Pisze, że potrzeba nam było arcykapłana: świętego, niewinnego, nieskalanego, oddzielonego od grzeszników, wywyższonego ponad niebiosa. Większość tych przymiotów to walory „etyczne”, które na pewno różnicują Jezusa względem kapłanów ST. A więc ta inność to brak uwikłania w grzech.
Ale jest też jeszcze jedna różnica: to niepowtarzalność ofiary Jezusa. I nie chodzi tu o to, że nikt nie jest w stanie zrobić podobnego wyczynu jak Jezus, ale o to, że nie ma takiej potrzeby! Bo po co powtarzać coś, co ciągle trwa! I tak arcykapłani ST zobowiązani byli do składania codziennej ofiary najpierw za swoje grzechy, a potem za grzechy ludu. Z Jezusem jest inaczej: On bowiem uczynił (to) raz na zawsze, ofiarując samego siebie. Dlatego nie ma potrzeby codziennego składania tej ofiary.
Tu przy okazji widać dyskretnie jeszcze jedną różnicę:kapłani ST ofiarowywali baranki, kozły i inne rzeczy materialne. Żaden nie ofiarował zaś siebie! A Jezus waśnie to zrobił: był jednocześnie kapłanem i ofiarą.
Na koniec warto zwrócić uwagę na jeszcze jedną różnicę. Jest nim PRAWDZIWOŚĆ Chrystusowego kapłaństwa i co za tym idzie prawdziwość jego liturgii. O tu chodzi? Otóż kapłani ST zresztą tak samo jak i świątynia (Namiot, czy trzy pozostałe) były tylko i wyłącznie „cieniem”, nieudolną próbą pokazania na ziemi tego, co Mojżesz widział w niebie: niebieskiej świątyni i jedynego kapłana, i jedynej liturgii jaka tam się dzieje. To samo co wtedy widział Mojżesz i próbował jak umiał opisać będzie później robił Jan Ewangelista w Apokalipsie. I On zobaczy tę samą – jedyną prawdziwą – świątynie w niebie. Zobaczy jedyną „boską liturgię” i też po swojemu ją opisze w Apokalipsie. I ta świątynia, jest w niebie, ta liturgia jest w niebie i kapłan, który ją sprawuje jest w niebie.
Jaka jest więc różnica między naszą liturgią, w której teraz uczestniczymy, a tą z ST? Naszymi kapłanami, a tym z ST? Otóż taka, że my dziś nie „kopiujemy” tego co w niebie, my JUŻ DZIŚ w tym uczestniczymy, w tym co się dzieje w niebie cały czas! Nasza liturgia to nie żadna zapowiedź liturgia niebieskiej, to udział w niej tu i teraz! Mocno podkreśla się to w Kościołach Wschodnich. To samo nasze kapłaństwo: to nie zapowiedź, to uczestnictwo.
Wiem, że może to co mówię dla jednych jest oczywistością, a dla innych czarną magią… Ale myślę, że trzeba bardzo mocno sobie to przemyśleć, wziąć do serca i przemodlić… Dlaczego? Bo nam się wydaje, że my ciągle na coś czekamy, że tam w niebie to będzie „prawdziwa liturgia”… Prawdziwe życie… A tymczasem my na nic nie czekamy w tej kwestii! My już w tym uczestniczymy! Nie będziesz w niebie uczestniczył w żadnej innej „ciekawszej” liturgii! Będziesz uczestniczył w tej samej – nie w takiej samej lecz w tej samej – liturgii co teraz! Tylko wtedy prawdopodobnie z przerażeniem zobaczysz w czym naprawdę cały czas uczestniczysz… Zobaczysz, bo zobaczysz twarzą w twarz, a nie jakby w zwierciadle… Jedyna zaś szata liturgiczna jak ważna jest dziś w tej liturgii, to nie ornat, alba czy stuła, lecz szata łaski uświęcającej, którą się otrzymuje na chrzcie, „przepłukaną we we krwi baranka”…
Spróbuj więc dziś w świetle listu do Hebrajczyków zweryfikować swoje podejście do liturgii, do Mszy św. Czy jesteś „widzem” tego dramatu, albo lepiej powiedzieć „glorii” czy jego uczestnikiem…