rok C,  rozważania

Chrystus – kapłan 

Nie jest Bóg niesprawiedliwy, aby zapomniał o czynie waszym i miłości, którą okazaliście dla imienia Jego, gdy usługiwaliście świętym i jeszcze usługujecie. Pragniemy zaś, by każdy z was okazywał tę samą gorliwość w doskonaleniu nadziei aż do końca, abyście nie stali się ospałymi, ale naśladowali tych, którzy przez wiarę i cierpliwość stają się dziedzicami obietnic.

Albowiem gdy Bóg Abrahamowi uczynił obietnicę, nie mając nikogo większego, na kogo mógłby przysiąc, poprzysiągł na samego siebie, mówiąc: «Zaiste, hojnie cię pobłogosławię i ponad miarę rozmnożę». A ponieważ Abraham tak cierpliwie oczekiwał, otrzymał to, co było obiecane. Ludzie przysięgają na kogoś wyższego, a przysięga dla stwierdzenia prawdy jest zakończeniem każdego sporu między nimi.

Dlatego Bóg, pragnąc okazać dziedzicom obietnicy ponad wszelką miarę niezmienność swego postanowienia, wzmocnił je przysięgą, abyśmy przez dwie rzeczy niezmienne, co do których niemożliwe jest, by skłamał Bóg, mieli trwałą pociechę, my, którzy uciekliśmy się do uchwycenia zaofiarowanej nadziei. Trzymajmy się jej jak bezpiecznej i silnej dla duszy kotwicy, która przenika poza zasłonę, gdzie Jezus jako poprzednik wszedł za nas, stawszy się arcykapłanem na wieki na wzór Melchizedeka.

Hbr 6, 10-20

Od jakiegoś już czasu słuchamy jako I czytanie fragmentów Listu do Hebrajczyków. I potrwa to jeszcze z małymi przerywnikami do końca waszej sesji, do ferii. Ten ciekawy i ważny dla kapłanów list mógł napisać św. Paweł lub ktoś z jego bliskich współpracowników, choć nie jest to dla nas aż tak ważne. To, że w ogóle mamy go w kanonie PS, to spora zasługa św. Augustyna. Kiedyś nie wszyscy uważali go za natchniony.

Ale popatrzmy co takiego Pan Bóg chce nam przez ten dzisiejszy fragment powiedzieć… A chce nam coś powiedzieć o Chrystusowym kapłaństwie. 

Pierwsza sprawa to w ogóle sama kwestia Chrystusowego kapłaństwa jako takiego. To właśnie ten List buduje jego teologię! To w nim i tylko w nim w całym NT Jezus zostaje w ogóle nazwany arcykapłanem! A to ważne, bo przecież Chrystus nie należał do kapłańskiego rodu Aarona, a więc nie dziedziczył kapłaństwa po przodkach jak to było w Izraelu. Tymczasem tu zostaje nazwany nawet arcykapłanem (akurat może nie w tym dzisiejszym fragmencie, ale kilka wersetów wcześniej…). I czego takiego dowiadujemy się o Chrystusie – kapłanie? Z dzisiejszego fragmentu przynajmniej trzech spraw…

Najpierw  że jest „jest z ludzi brany i dla ludzi ustanawiany”. A więc jest przedstawicielem ludzi przed Bogiem, który nie boi się podejść do Boga w imieniu ludzi. Dla nas to niby oczywiste, my obyliśmy się ze świętością i bliskością Boga, nawet więcej – dążymy do jak największej z nim zażyłości, to nasz ideał! Ale tak nie było dla ludzi tamtej epoki, a zwłaszcza Żydów. Ich świadomość świętości Boga, a więc niedostępności, nietykalności, odległości była o wiele większa niż nasza, którzy obyliśmy się ze świętością… To dzięki temu Listowi m. in. (i oczywiście samemu Jezusowi) ten dystans od Boga się maksymalnie skrócił. Kapłan to pośrednik – pontifex – most łączący niebo z ziemią. A most ma tę cech, że po moście się depta… No i most jest infrastrukturą strategiczną! Zniszczenie mostu to brak komunikacji między Bogiem a człowiekiem…

Drugą cechą Jezusowego kapłaństwa było współczucie z nami czyli pewna solidarność z naszą naturą. To współczucie to pewna wyrozumiałość i powściągliwość w gniewie wobec   ludzkich grzechów pod wpływem doświadczenia własnej słabości. Wiemy, że ST rozróżniał dwie kategorie grzeszników:ci którzy „nie wiedzą i błądzą” (Lb 15,22n) oraz ci którzy „grzeszą z podniesioną ręką”czyli świadomie i z premedytacją! Ci pierwsi mogli otrzymać odpuszczenie grzechów przez złożenie ofiary. Ci drudzy – nie. Ten drugi typ grzechu widziano w pierwszym kościele w grzechu apostazji czyli świadomego odrzucenia Chrystusa. Grzech ten wywoływał zawsze łzy wspólnoty tak jak i wywołał łzy u Chrystusa nad odrzucającą Go z premedytacją Jerozolimą. Jezus nazwie go grzechem przeciw Duchowi Świętemu. Współczucie Jezusa dla grzeszników polegało na tym, że Jezus chciał przeżyć wspólny dla wszystkich grzeszników lęk przed śmiercią.

Trzecią cecha kapłaństwa to powołanie na ten urząd przez Boga. Jezus ma do tego prawo. Nie jest uzurpatorem lecz Synem, który siedzi po prawicy Ojca. Wszystko co należy do Ojca jest też i Syna…  Stąd też pochodzi siła Jego wstawiennictwa. Ale to synostwo było nie tylko odziedziczone (jako odwieczny syn Boży), ale też „wyuczone” w swym człowieczeństwie. Wyuczone przez posłuszeństwo. Jego szczytem była zgoda na wspólny z ludźmi los: cierpienie i śmierć.

Te trzy proste prawdy rzucają nieco światła na nasze kapłaństwo. Po pierwsze: mamy być Jak Chrystus: przedstawicielami Boga na ziemi. To akurat wielu kapłanom trudno nie przychodzi. Wielu sądzi, że są nawet Bogiem na ziemi. Chętnie rozkazują jak Bóg i odbierają od ludzi kult jak Bóg. Myślą że są władcami ludzkich dusz, a są tylko sługami…  Dlatego bardzo się trzeba pilnować, by nam się nie zapomniało czym różni się przedstawicielstwo od bycia Bogiem. To się da zauważyć już w seminarium…

Po drugie: współczucie wobec ludzi, zwłaszcza ludzkiej słabości. Nie powinno nam to przychodzić zbyt trudno, bo sami myślę że jesteśmy świadomi swojej słabości, ale czasem ktoś może o tym zapomnieć. Nie chodzi jednak o usprawiedliwianie ludzkiego grzechu lecz współczujące pochylanie się nad grzesznikiem, by opatrzeć mu rany. To jest to co papież Franciszek powie, że Kościół to „szpital polowy”. Kościół, a w nim kapłaństwo to nie jest elitarny klub dla dżentelmenów w białych koszulach lecz bar mleczny – dostępny dla każdego… 

Po trzecie: świadomość wybrania i powołania przez Boga. Nie po to by się nim chlubić, lecz by mieć mocne przekonanie o swym powołaniu. My to czasem nazywamy silnym poczuciem tożsamości. O nią trzeba dbać i ją pielęgnować, by jej nie zatracić, by nie zapomnieć kim się jest i jaką się ma misję do spełnia. Dzisiaj to szczególnie ważne, bo kapłani tak bardzo chcą się upodobnić do świata, być blisko świata, że często stapiaj się z tym światem. Świat nas przerabia w siebie: zamiast bycia solą stajemy się zimą, usprawiedliwiając się, że chcemy być „blisko ludzi”. I nie jest to wcale w sprzeczności z tym co mówiłem wcześniej o bliskości z ludźmi! Sól ma pozostać solą nawet jak leży na ziemi! I sól wcale nie jest lepsza od ziemi… jest po prostu inna.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *