Uporczywa poganka
Jezus udał się w okolice Tyru i Sydonu. Wstąpił do pewnego domu i chciał, żeby nikt o tym nie wiedział, nie mógł jednak pozostać w ukryciu. Zaraz bowiem usłyszała o Nim kobieta, której córeczka była opętana przez ducha nieczystego. Przyszła, padła Mu do nóg, a była to poganka, Syrofenicjanka z pochodzenia, i prosiła Go, żeby złego ducha wyrzucił z jej córki.
I powiedział do niej Jezus: «Pozwól wpierw nasycić się dzieciom, bo niedobrze jest zabierać chleb dzieciom, a rzucać szczeniętom».
Ona Mu odparła: «Tak, Panie, lecz i szczenięta pod stołem jedzą okruszyny po dzieciach».
On jej rzekł: «Przez wzgląd na te słowa idź; zły duch opuścił twoją córkę». Gdy wróciła do domu, zastała dziecko leżące na łóżku; a zły duch wyszedł.
Mk 7, 24-30
Jezus opuszcza Kafarnaum po debacie z faryzeuszami na temat tego co czyste, a co nie czyste i udaje się do Tyru – pogańskiego miasta, pełnego ludzi „nieczystych”. Może chce okazać, że On nie boi się, że się „ubrudzi” spotykając się z takimi. Miasto to było od zawsze pogańskie. Z niego pochodziła jedna z najgorszych bohaterek Starego Testamentu, córka króla tego miasta Ittobaala, a potem żona króla Achaba – Izebel. To ta kobieta, jak mało kto, przyczyniła się do krzewienia pogańskich zwyczajów w Izraelu. Na dodatek była ona główną prześladowczynią proroka Eliasza. Ale mimo tego, że Eliasz tyle wycierpiał z powodu Izebel, to właśnie jej „rodaczkę”, sąsiadkę” z Sarepty uratował od głodu i wskrzesił jej syna (1 Krl 17,17-24).
Jezus przychodzi do tego miasta „in cogito”. Chce zachować prywatność i dyskrecję, ale Mu się to nie udaje. Przychodzi do Niego jakaś kobieta, greczynka, syrofenicjannka, a więc poganka. I tu zaczyna się bardzo ciekawy dialog. Kobieta upadłszy Mu do stóp prosi Go o uwolnienie jej córeczki od wpływu ducha nieczystego. Wydaje się, że to szlachetna sprawa… Pomóc matce i biednemu dziecku. Tymczasem Jezus zaczyna się z nią droczyć. Choć my dziś (błędnie!) uważamy, że On jej nieco ubliżył porównując ją do psa, jednak ani ona tego tak nie odebrała, ani On nie miał takiego zamiaru. To powiedzenie było zupełnie normalne dla tamtych ludzi. To dla nas dziś jest ono pejoratywne.
Tak czy inaczej kobieta nie odpuszcza. Zaczyna polemizować z Jezusem i co ciekawe – wygrywa pojedynek słowny! To co nigdy nie udało się uczonym w Piśmie i faryzeuszom, którzy nigdy nie „przegadali” Jezusa, nie wygrali z nim w dialogu, udaj się tej kobiecie! Można powiedzieć: mocna w gębie! Przegadała Jezusa! Pokonała Go w słowach! Ale to nie argumentacji słownej prawdopodobnie Jezus uległ… Pokonała Go tak naprawdę wiara tej kobiety! To ona dała jej siłę, by polemizować z Jezusem, by walczyć o swoje. I wygrała!
To wiara jest tym, co rozczula Jezusa. A wiara objawia się na różne sposoby. Tutaj objawiła się w postaci determinacji owej kobiety oraz jej pokory (upadła Mu do stóp). I taka wiara pokonuje wszelkie inne przesłanki jak choćby tę, że pierwszeństwo w dostępie do Jezusa i Jego łaski mają ci, którzy są Mu szczególnie bliscy. Zatem może myślimy, że inni żyją bliżej Boga, że są lepszymi ludźmi więc mają większe u Niego „wpływy”. Tymczasem tak nie jest! Dla Jezusa taka sama, a może ważniejsza niż zażyłość emocjonalna z Nim, czy bliskość w relacji, jest wiara, pokora i determinacja z jaką się do Niego przychodzi. Nie chodzi więc o to, by Mu mówić jak Go kochamy, jaki jest nam bliski, lecz aby Mu wierzyć!