Niegościnni Samarytanie
Gdy dopełnił się czas Jego wzięcia [z tego świata], postanowił udać się do Jerozolimy i wysłał przed sobą posłańców. Ci wybrali się w drogę i przyszli do pewnego miasteczka samarytańskiego, by Mu przygotować pobyt. Nie przyjęto Go jednak, ponieważ zmierzał do Jerozolimy. Widząc to, uczniowie Jakub i Jan rzekli: «Panie, czy chcesz, a powiemy, żeby ogień spadł z nieba i zniszczył ich?» Lecz On odwróciwszy się zabronił im. I udali się do innego miasteczka.
Łk 9,51-56
Dzisiejszy fragment Ewangelii rozpoczyna nowy etap w dziele Jezusa. Opuszcza on Galileę i wyrusza (dosłownie „utwierdza swe oblicze”, obraca się, swą twarz) ku Jerozolimie, gdzie ma dokonać się Jego „wzięcie do góry” czyli dokonanie dzieła zbawczego. Najkrótsza droga prowadzi przez terytorium Samarii. Powiedzieć, że Samarytanie i Żydzi się nie lubili, to za mało. Były chwile, w których oni się wręcz nienawidzili! I mieli tego powody… Trudno dociec kto zaczął tę spiralę nienawiść i niechęci… Sięga ona jeszcze czasów podziału Królestwa Dawidowego na terytorium południowe (Judeę) i Królestwo Północne zwane Izraelem. To wtedy Żydzi z południa (Judejczycy) zakazali swym braciom z północy korzystania ze świątyni postawionej za ich wspólne pieniądze przez Salomona. Powód był polityczny (podział państwa, a więc podległość różnym królom), ale także religijny: ci z północy byli nie dość pobożni i ortodoksyjni w ocenie tych z południa. Sytuację skomplikowała jeszcze bardziej niewola asyryjska i fakt, że na tereny Samarii zostali przesiedleni poganie, którzy zmieszali się z tamtejszymi Żydami. Oczywiście nie chodziło tylko o „skundlenie” żydów z Samarii, czyli o „czystość krwi”. Chodziło także o to, że ich religijność została skażona kultem bóstw kananejskich. Gdy więc Cyrus pozwolił wrócić Żydom pochodzącym z Judei do swego kraju po niewoli babilońskiej i pozwolił im odbudować świątynię, ci odrzucili pomoc swych „nieczystych” współbraci z Samarii, choć oni chcieli im pomóc, chcieli wspólnego kultu (por. Ezd 4, 1-5). W odwecie Samarytanie utrudniali tę odbudowę Judejczykom. Postanowili zbudować sobie także swoją świątynię, co też uczynili na górze Garizim w IV w. przed Chr. Nie mogli tego zdzierżyć ortodoksyjni Judejczycy. Wszak Jahwe to był ich jedyny Bóg i tylko w jednym miejscy mógł odbierać cześć! Dlatego w 128 r. przed narodzeniem Pana Jezusa jeden z gorliwych arcykapłanów jerozolimskich – Jan Hirkan – zburzył Samarytanom tę ich świątynię. Od tamtej pory niechęć między Żydami a Samarytanami rosła, a czasem przybierała wręcz tragikomiczne oblicza. Józef Flawiusz opisuje, że pewnego razu Samarytanie dopuścili się pewnej dywersji i rozrzucili na krużgankach oraz na dziedzińcu świątynii jerozolimskiej ludzkie kości, po to by zbezcześcić i zanieczyścić Żydom ich święte miejsce. Innym razem pobili idących na święto Paschy Galilejczyków, za co w odwecie Żydzi spalili kilka samarytańskich wiosek. I tak te antagonizmy trwały i umacniały się, a ich ofiarą stał się także Pan Jezus, którego nie przyjęto, gdy wraz z uczniami szedł do Jerozolimy. (I tak miał szczęście, bo mogli wszyscy oberwać, a ich po prostu nie ugoszczono.)
Jakub i Jan na wieść o tej niegościnności Samarytan, chcą postąpić niczym prorok Eliasz, który zesłał ogień Boży na wysłanników króla Ochozjasza (por. 2 Krl 1,10-14). Chcą w ten sposób, podobnie jak ten prorok, bronić godności Boga i Tego, który idzie i głosi Jego naukę. To było takie „święte oburzenie, święty gniew” apostołów. Jezus jednak ma zupełnie inną metodę działania. On przyszedł by z łagodnością i miłością pociągać wszystkich ludzi do Ojca, a nie nawracać ogniem i mieczem tych, którzy nie rozumieją Jego orędzia i Bożej miłości. I to jest taktyka Jezusa: nic na siłę! Tylko pociąganie więzami miłości! To jedyna słuszna metoda głoszenia Królestwa Bożego!
Dziś o tym zapominamy. Działamy jak Jakub i Jan: „jeśli nie jesteś z Chrystusem, jeśli nie wierzysz jak my, jeśli nie przestrzegasz tych zasad co On i my, to biada ci! Strawi cię ogień piekła! Jeśli nie potrafisz dostrzec i oddać należny hołd Świętemu Bogu (choćby obecnemu pod postacią Chleba), jeśli nie potrafisz pobożnie i z należnym szacunkiem przyjąć pod dach swego serca Jezusa, lecz jesteś niegościnny i lekceważący jak ci Samarytanie, to powinieneś być wyklęty i spalony ogniem! Gardzisz bowiem Bogiem, depczesz Jego świętość, powodujesz Jego cierpienie, sprawiasz, że On ciągle jest przez ciebie biczowany, odrzucany, poniewierany, skazywany na bezdomność i tułaczkę! A więc jaki twój los? Do piekła! Niech cię ogień pochłonie!”
Taka jest mentalność, takie myślenie wielu współczesnych Boanerges – Synów Gromu. Jak daleko są od nauki Jezusa? – łatwo sobie odpowiedzieć… Długa droga nawrócenia jeszcze przed nimi… Jan zanim stał się wielkim piewcą miłości i miłosierdzia, zanim nauczył się mówić: „synaczkowie, miłujcie się”, zanim odkrył, że „Bóg jest miłością”, musiał przejść jeszcze długą i bolesną drogę za Jezusem…
A co z Samarytanami? Czy Jezus słusznie zrobił, że ich pominął, że wtedy nie poszedł do nich i ich na siłę nie nawrócił? Czy w ten sposób pozbawił wiele dusz szans na spotkanie z Nim? Nic podobnego! Jezus wcale nie odwrócił się od Samarytan, nie obraził się na nich za ich niegościnność! Spokojnie, cierpliwie dotarł najpierw do serca jednej kobiety – tej przy studni Jakuba, potem do jednego miasteczka… A po Jego zmartwychwstania z Ewangelią posyła do nich diakona Filipa i kończy się tym, że ta niegościnna Samaria szybciej przyjmuje Ewangelię i chrzest, niż wielce pobożna Judea… „Wielu przyjdzie ze wschodu i zachodu, i wyprzedzi was w drodze do domu Ojca…”