Nie bój się…
Jezus opowiedział swoim uczniom następującą przypowieść:
«Podobnie jest z królestwem niebieskim jak z pewnym człowiekiem, który mając się udać w podróż, przywołał swoje sługi i przekazał im swój majątek. Jednemu dał pięć talentów, drugiemu dwa, trzeciemu jeden, każdemu według jego zdolności, i odjechał. Zaraz ten, który otrzymał pięć talentów, poszedł, puścił je w obieg i zyskał drugie pięć. Tak samo i ten, który dwa otrzymał; on również zyskał drugie dwa. Ten zaś, który otrzymał jeden, poszedł i, rozkopawszy ziemię, ukrył pieniądze swego pana.Po dłuższym czasie powrócił pan owych sług i zaczął rozliczać się z nimi.
Wówczas przyszedł ten, który otrzymał pięć talentów. Przyniósł drugie pięć i rzekł: „Panie, przekazałeś mi pięć talentów, oto drugie pięć talentów zyskałem”. Rzekł mu pan: „Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana!”
Przyszedł również i ten, który otrzymał dwa talenty, mówiąc: „Panie, przekazałeś mi dwa talenty, oto drugie dwa talenty zyskałem”. Rzekł mu pan: „Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana!”
Przyszedł i ten, który otrzymał jeden talent, i rzekł: „Panie, wiedziałem, że jesteś człowiekiem twardym: żniesz tam, gdzie nie posiałeś, i zbierasz tam, gdzie nie rozsypałeś. Bojąc się więc, poszedłem i ukryłem twój talent w ziemi. Oto masz swoją własność!” Odrzekł mu pan jego: „Sługo zły i gnuśny! Wiedziałeś, że żnę tam, gdzie nie posiałem, i zbieram tam, gdzie nie rozsypałem. Powinieneś więc był oddać moje pieniądze bankierom, a ja po powrocie byłbym z zyskiem odebrał swoją własność. Dlatego odbierzcie mu ten talent, a dajcie temu, który ma dziesięć talentów. Każdemu bowiem, kto ma, będzie dodane, tak że nadmiar mieć będzie. Temu zaś, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma. A sługę nieużytecznego wyrzućcie na zewnątrz – w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów”».
Mt 25, 14-30
Słyszeliśmy przed chwilą Jezusową przypowieść o talentach zapisaną przez św. Mateusza. Podobną ma św. Łukasz tyle że zamiast talentów, Łukasz pisze o minach. Jedne i drugie były wszakże jednostkami wagowymi. I choć dziś słowo „talent” odnosimy do pewnych predyspozycji, zdolności w jakie może być uposażony przez naturę człowiek (np. talent malarski, pisarski, muzyczny…), to jednak w zamyśle Jezusa ta przypowieść nie do tego ma zachęcać – nie do rozwoju swych zdolności, potencjalności.
Zarówno Mateusz jak i Łukasz umieszczają bowiem tę przypowieść w tym samym kontekście. A tym kontekstem jest napięcie jakie wywołane było w uczniach Jezusa jak i w faryzeuszach, czy w ogóle Jego słuchaczach związane z przyjściem Królestwa niebieskiego i oczekiwaniem na nie. Jezusowi wcale nie chodziło o to, by nas zachęcić do rozwoju naszych takich czy innych naturalnych predyspozycji! Jezus w tych przypowieściach chciał nas pouczyć o czym innym… A o czym?
No właśnie… Aby to odkryć ważny jest kontekst tej przypowieści – a jest nim niebywałe zainteresowanie słuchaczy Jezusa tym, czy królestwo Boże wnet przyjdzie, czy długo jeszcze mają czekać, aż zacznie się to, na co z takim napięciem oczekiwali… A czego oczekiwali? Pewnie tego co my przy każdych wyborach: że przyjdzie wreszcie nasza upragniona władza i zrobi porządek z tym co w naszym mniemaniu jest bałaganem, że załatwi wszystko tak (najlepiej w jakiś magiczny sposób), żeby nam się żyło długo, bezpiecznie i szczęśliwie, i żebyśmy byli w ogóle najwspanialszym narodem na ziemi rządzonym przez najcudowniejszych ludzi… Takiego królestwa oczekiwali od Mesjasza Żydzi. Sądzę, że my mamy dziś podobne oczekiwania od naszych włodarzy niezależnie z jakiej są opcji politycznej i jakiej my kibicujemy. Oczekiwanie jest to samo… I ma ono ten sam mianownik: a jest nim szczęśliwe i spokojne życie DOCZESNE, tu i teraz, na tym świecie, na tej ziemi!
Tyle, że to oczekiwanie zdecydowanie rozmijało się i wtedy, i dziś z tym o co chodziło Jezusowi. (Zresztą z tego powodu zginął wtedy i z tego powodu Jezus uśmiercany jest także dziś… Bo zasilają oni grupę tych, o których św. Paweł napisał, że Ich losem – zagłada, ich bogiem – brzuch, a chwała – w tym, czego winni się wstydzić. To ci, których dążenia są przyziemne (Flp 3.19)).
O co zatem Jezusowi chodziło w przypowieści o talentach (czy minach)? Chodziło mu o… STRACH, a dokładnie o napiętnowanie i przełamanie ludzkiego strachu! To, że gorliwi i zaradni słudzy otrzymali pochwałę i nagrodę to coś naturalnego. Przecież wykonali kawał dobrej roboty. Sprawiedliwość domagała się tego, by ich pochwalić i nagrodzić. Także to było naturalne, że sługa zły i gnuśny otrzymał zapłatę podług sprawiedliwości – „za nic jest nic”. Ale wydaje się, że najistotniejsze przesłanie Jezusowej przypowieści zdradza właśnie ten zły sługa! Tłumaczy się on panu: wiedziałem, żeś jest człowiek twardy: chcesz żąć tam, gdzie nie posiałeś, i zbierać tam, gdzieś nie rozsypał. Bojąc się więc, poszedłem i ukryłem twój talent w ziemi. Oto masz swoją własność!
Sługa ten ukrył talent w ziemi bo BAŁ SIĘ pana, którego znał jako człowieka wymagającego, który chce żąć tam gdzie nie posiał i zbierać tam gdzie nie rozsypał. I to właśnie STRACH przed ryzykiem i perspektywą straty był tym, co go powstrzymało od puszczenia w obrót talentu. I może jeszcze ukryte za tym lenistwo, wygodnictwo…
I Jezus właśnie ten strach dziś piętnuje! Królestwo niebieskie na które tak łapczywie czekali Żydzi (a i my może dziś) nie jest dla ludzi tchórzliwych! Ludzie gwałtowni je zdobywają, ludzie odważni, ludzie którzy nie boją się stracić życia doczesnego bo wiedzą, że nagroda jest nieporównywalnie większa, niż perspektywa straty! To dlatego Jezus mówił, że kto chce zachować swe życie, ten je straci, a kto je straci, wyda, puści w obrót, zetrze w pył, ten je zachowa, bo ten wyda owoc stokrotny! I to jest Jezusowa nauka o królestwie niebieskim. Nie jest ono podobne do ciepłego i bezpiecznego fotela przy kominku, w bezpiecznym domu, gdzie Mesjasz czy jakiś inny władca czuwa, by nikt nas nie niepokoił! To nie jest ten typ królestwa jaki przyszedł przynieść Jezus tu na ziemi. Przyszedł przynieść raczej miecz, raczej przygodę niż „święty spokój”, raczej bój, cierpienie i pot, niż wygodną kanapę.
I może wielu takie królestwo się nie podoba, wielu chciało by słyszeć słodkie słowa o „pokoju i bezpieczeństwie”, ale takich nie usłyszą od Jezusa. A jeśliby takich czarodziejskich i usypiających słów z jakichś słodkich ust słuchali, wtedy tak niespodziewanie przyjdzie na nich zagłada, jak bóle na brzemienną, i nie umkną! Takich św. Paweł nazywa synami ciemności i nocy, a nie synami dnia. Tacy może i wygodnie wegetują w ciepłej pościeli, ale smutne będzie ich przebudzenie, gdy Pan przyjdzie jak „złodziej w nocy”…
Dlatego chrześcijanin, człowiek wiary powinien być jak dzielna niewiasta z dzisiejszego I czytania: w nieustannej aktywności i pracowitości, i czuwaniu by podobać się swemu oblubieńcowi – mężowi – Jezusowi.
Czy tacy jesteśmy, czy raczej kieruje nami strach, marazm, pragnienie świętego spokoju i ciepłych kapci? Pytanie jest otwarte…