Nawrócenie Szawła
Mamy dziś niezwykłe święto… Wiele świąt obchodzimy w Kościele, wiele wspomnień. Z reguły są one jednak związane ze śmiercią, tudzież sporadycznie z narodzeniam jakiejś wielkiej postaci. Ale chyba tylko święty Paweł doczekał się tego, że czci się jego nawrócenie. Jak nietuzinkowa to postać, jak niesamowicie wpłynął na losy tej małej trzódki, zainicjowanej gdzieś na obrzeżach Imperium Romanum przez Jezusa, tego większość z nas pewnie nawet sobie nie uświadamia… No chyba że ktoś pilnie uważał na wykładach biskupa Romana…
Ja św. Pawła ciągle odkrywam, a ostatnio coraz częściej widzę (z przerażeniem), że mnóstwo chrześcijan go chyba w ogóle nie zna. To co wspominałem kilka dni temu, że wielu z nas prawdopodobnie mentalnie tkwi jeszcze w starotestamentalnym judaizmie, to właśnie chyba wynik nie zrozumienia lub nie przyjęcia Pawłowej nauki o usprawiedliwieniu przez łaskę… Ale to osobny temat…
Chciałbym się dziś na chwilę pochylić nad samym Apostołem, a nie nad jego nauką…
Szaweł z Tarsu… Kiedyś gdzieś czytałem, że spośród 100 ludzi, którzy najbardziej wpłynęli na losy ludzkości (w takim wymiarze doczesnym oczywiście), to on trafił na pierwsze miejsce! Co ciekawe – Chrystus był dopiero czwarty! Bo w ocenie mędrców tego świata, owszem, Chrystus przyniosł orędzie Dobrej Nowiny, ale Paweł je rozniósł na świat! Spełnił podobną rolę jak św. JPII w stosunku do orędzia s. Faustyny…
Chwalimy więc dziś św. Pawła, podziwiamy jego dzieło, zachwycamy się nawróceniem, ale czy zdajemy sobie sprawę z tego, jakże ciężkie brzemię dźwigał ten człowiek… Jakie to brzemię? Nazwał bym go „brzemieniem przeszłości” lub jeśli ktoś woli – naturą…
Podobno przeszłość nas nie determinuje, ale nie da się zaprzeczyć, że ma na nas niebywały wpływ… Choćby przez geny. Jesteśmy spadkobiercami swych przodków, czy chcemy czy nie… I gdzie jak gdzie, ale u tego choleryka z Tarsu widać to wybitnie. Gdy patrzę dziś i czytam jak Szaweł ciągle jeszcze siał grozę i dyszał żądzą zabijania uczniów pańskich, to nijak nie mogę uwolnić się od obrazu jego wielkiego (przynajmniej wzrostem) imiennika i jednocześnie pradziada sprzed 1000 lat. Obaj byli z pokolenia Beniamina i obaj nosili to samo imię. Mam na myśli Saula, syna Kisza, pierwszego króla nad Izraelem. Czyż Szaweł z takim zapałem ścigający wyznawców Chrystusa, nie przypomina do złudzenia Saula, który w zapamiętałym szale ugania się po górach za Dawidem, praojcem Jezusa? Nie daleko pada jabłko od jabłoni, byśmy powiedzieli…
Ale to nie jedyne brzemię rodzinne jakie dźwigał Szaweł. Drugie ma jeszcze dramatyczniejsze podłoże i jest nie tylko fizyczne ale i duchowe. Chodzi o czyn Beniaminitów – mieszkańców Gibea – który spowodował niemal totalną zagładę tego plemienia, tak iż nawet ich współbracia z pozostałych pokoleń byli przerażeni perspektywą ich wyginięcia (Sdz 19-21). Ostatnim aktem miłosierdzia udało się ocalić to plemię przed unicestwieniem. Żądza doprowadziła ich na skraj zagłady, ale łaska i litość współbraci ich uratowała w ostatniej chwili. Jakbym tu widział Szawła, którego zafiksowanie na sprawie czystości wiary i żądza zabijania doprowadziły pod Damaszkiem na skraj przepaści. Uratowała go wtedy łaska jaką otrzymał przez ręce swego współbrata – Ananiasza. Przez niego otrzymał łaskę chrztu – nowego życia, podobnie jak wspomniani Beniaminici z Księgi Sędziów… Można powiedzieć: historia się powtórzyła, choć w sposób duchowy…
I cały ten bagaż przeszłości, trudne, a nawet „przeklęte” na swój sposób dziedzictwo po przodkach jakie Szaweł nosił w sobie, stało się niezwykłym narzędziem w rękach Boga! My często lubimy powtarzać: łaska buduje na naturze. Co mogła uczynić łaska na tak wybuchowej, burzliwie utkanej przez przodków naturze? Mogła uczynić tylko dynamit, który „rozwalił” niemal dosłownie stary skostniały judaizm i przemienił go w nowe chrześcijaństwo. Mogła uczynić tylko potężną rwącą rzekę, której nie były w stanie powstrzymać ani granice religii, ani państwowe, ani morskie fale, ani złośliwość i przewrotność ludzka. Stał się Szaweł z Tarsu Trzynastym Apostołem Jezusa, który wybrał sobie właśnie to narzędzie, by zaniósł Jego imię do pogan i królów i do synów Izraela.
A jak bardzo spełniła się na nim przepowiednia Jezusa z dzisiejszej Ewangelii? Być może jeszcze bardziej niż dziedzictwo przodków! Popatrzmy:
Jezus powiedział: Idźcie na cały świat i głoście dobrą nowinę wszelkiemu stworzeniu – I Szaweł idzie, i głosi ją po całym ówcześnie znanym świecie. Znów „natura przychodzi mu tu z pomocą… Odziedziczone po przodkach obywatelstwo rzymskie otwiera mu drzwi, które zamknięte były dla innych Apostołów.
Dalej Jezus mówił o znakach towarzyszących swoim posłańcom:
- w imię moje złe duchy wyrzucać będą, co Paweł uczynił choćby wyrzucając złego ducha z wieszczki w Filipi (Dz16,18)
- Nowymi językami mówić będą – jaką to łaskę także Paweł posiadał, jako że znał na tyle języki (grekę, hebrajski, aramejski), że mógł bez przeszkód porozumieć się z każdym
- Węże barć będą do rąk – co dosłownie spełniła się na Malcie, gdzie Paweł w ogóle nie ucierpiał pomimo, że został pokąsany przez żmiję.
- Jeśli by coś zatrutego wypili, nie będzie im szkodzić… – Ileż jadu ludzkiej krytyki i nienawiści ze strony współbraci zwłaszcza wypił… Sam to opisuje ile razy był przez nich biczowany, kamienowany, włóczony przed sądy…
- Na chorych kłaść będą ręce, a ci odzyskają zdrowie – tu nawet chusty i przepaski Pawła kładzione na chorych sprawiały, że ci odzyskiwali zdrowie lub wychodziły z nich złe duchy…
Wszystko to uczyniła łaska Chrystusa, która posługując się tak „trudną naturą” uczyniła tak wielkie rzeczy.
I tu może refleksja dla ciebie… Może masz trudną naturę, może dźwigasz jakieś brzemię pokoleniowe, może nosisz w sobie agresję, z którą sobie nie możesz poradzić, może masz w sobie taką złość, że sam jej nie rozumiesz i nie panujesz nad nią… Co można ci powiedzieć patrząc na św. Pawła: To wspaniale! To wspaniale! Jesteś idealnym materiałem wybuchowym, który w rękach boskiego sapera może skruszyć miliony serc i zdobyć je dla Chrystusa! Może cały ten potencjał masz, tylko kierujesz go w niewłaściwą stronę! Może nawet nie chcesz i nie masz zamiaru tego zmieniać. Nic nie szkodzi… Szaweł też nie miał zamiaru ani woli by się nawracać… Czego ci zatem trzeba? Hmmm… Może wstrząsu Szawła spod Damaszku, który zmieni twą optykę o 180 stopni…?
Najwięksi święci i „reformatorzy” Kościoła byli niezłymi gagatkami, zanim pochwycił i ujarzmił ich Jezus. Wystarczy wspomnieć o Augustynie, Franciszku z Asyżu czy Ignacym z Loyoli. Może i na ciebie czeka gdzieś twój „Damaszek”?