Dobra Nowina

Czas to Łazarz

Kilka dni temu lokalne media obiegła informacja o zapadnięciu się ziemi na cmentarzu w Trzebini – Sierszy. Efekty pracy górników w kopalni zamkniętej ponad 20 lat temu spowodowały osuwisko, które pochłonęło prawie 50 grobowców. O ironio, w znacznej mierze są to grobowce górników, którzy wcześniej przez cale lata pracowali w tej kopalni. Można rzec z odrobiną czarnego humoru: „wrócili do miejsca swej pracy”. Sprawa jest mi bliska, bo na cmentarzu spoczywa także mój wujek, który 25 lat pracował w tej kopalni pod ziemią… Na szczęście jego grób nie ucierpiał. Dlaczego o tym wspominam? Bo sytuacja z cmentarza w Sierszy kojarzy mi się z dzisiejszą Ewangelią. Jej bohaterami są Łazarz i anonimowy bogacz. Pierwszy leży u bramy pałacu bogacza. Cierpi z powodu nędzy i zapomnienia przez wszystkich. O jego schorowanym ciele nikt nie pamięta prócz psów, które liżą mu wrzody. Na szczęście nie wszyscy zapomnieli o Łazarzu. Pamięta o nim Bóg, który po śmierci bierze go na łono Abrahama, gdzie Łazarz cieszy się szczęśliwą wiecznością. Zdecydowanie odmienny zarówno na ziemi jak i w niebie jest los bogacza. W życiu doczesnym, ziemskim, bogacz dzień w dzień świetnie się bawi. Jego życie pozbawione jest jakiejkolwiek troski, a już na pewno troski o leżącego pod jego progiem Łazarza. Przychodzi jednak dzień śmierci. I tu moje skojarzenie z cmentarzem w Sierszy. Bogacz umiera i dosłownie tłumacząc zostaje „wrzucony w dół”. Trochę jak ciała tych biednych górników… (Oczywiście mam nadzieję, że na tym kończy się podobieństwo). W ten sposób św. Łukasz chce pokazać jak dramatyczny jest los człowieka po śmierci, jeśli za życia nie miało się oczu wyczulonych na ludzką biedę i potrzeby innych. Ale wrzucenie w dół to tylko początek boleści bogacza jakich zażywa on po śmierci. Dodatkowo bogacz cierpi pragnienie i chce by Abraham posłał Łazarza, by chociaż koniec swego palca umoczył w wodzie i ochłodził jego język, bo strasznie cierpi w tym płomieniu. Cierpień fizycznych dopełniają także cierpienia duchowe związane z troską o najbliższych. Bogacz zwyczajnie martwi się losem swych braci, którzy podążają tą samą drogą co on i których pewnie czeka podobny los. Niestety ani jednych ani drugich cierpień załagodzić się nie da… Abraham w imieniu Boga sugeruje, że na troskę o potrzebujących był czas wcześniej. Teraz jest brutalny czas „nagrody” za dobro uczynione za życia. 

I tu zaczyna się nauka dla nas, którzy jeszcze żyjemy. Powodem potępienia bogacza nie jest wcale jego bogactwo, ale beztroskie życie i serce nieczułe na potrzeby innych. To nie ilość pieniędzy na koncie decyduje o naszym zbawieniu lub potępieniu, lecz to co z nimi robimy i co jest troską naszego życia. Jeśli największą troską naszego życia i tym co absorbuje cały nasz czas ziemskiej egzystencji jest wysiłek skierowany ku temu, by zarabiać pieniądze po to by móc je potem wydawać na swoje dostatnie życie i na swoje rozrywki, to uwaga! Stąpamy po bardzo cienkim gruncie i może się on nam niespodziewanie obsunąć spod nóg, i wpadniemy w dół wiecznego potępienia! I co ciekawe, tu wcale nie niebezpieczna jest ilość pieniędzy o jakie się troskamy. To mogą być śmieszne kwoty! Zgubny jest stopień przywiązania serca do nich czyli po prostu zatroskanie. Jeszcze bardziej niebezpieczna jest jednak ślepota i niedostrzeganie realnych potrzeb innych ludzi. Ta ślepota grozi nam wtedy, gdy żyjemy w permanentnym, zachłannym hedonizmie czyli oszalałym czerpaniu z wszelkich korzyści jakie daje życie, bez oglądania się na innych. Zarówno brak trosk o bliźnich jak i zbytnie zatroskanie o to, co nie potrzeba są zgubne! Troska o siebie przysłania bowiem troskę o bliźnich!

Warto więc sobie zrobić rachunek sumienia: co jest przedmiotem mojej troski. Nie należy jednak patrzeć tylko na to co absorbuje moją głowę, o czym często myślę, ale patrzeć na swój czas! Ile CZASU, nie myśli, nie pieniędzy czy czegoś innego, ale CZASU poświęcam na troskę o siebie, o swoje rozrywki, ile czasu poświęcam na pracę po to by potem dzięki zarobionym pieniądzom „świetnie się bawić”. A ile czasu poświęcam trosce o moich Łazarzy, czyli potrzebujących, których spotykam u moich drzwi, ile czasu poświęcam trosce o zbawienie moich braci, którzy zagubili się w nurtach tego świata… Bo ten czas szybko się kończy…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *