rozważania

Ani o jotę…

Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić. Zaprawdę bowiem, powiadam wam: Dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie, aż się wszystko spełni.

Ktokolwiek więc zniósłby jedno z tych przykazań, choćby najmniejszych, i uczyłby tak ludzi, ten będzie najmniejszy w królestwie niebieskim. A kto je wypełnia i uczy wypełniać, ten będzie wielki w królestwie niebieskim».

Mt 5,17-19

Ponoć w naukach rabinów było takie opowiadanie o literce „jod”. Otóż ta właśnie litera (najmniejsza w alfabecie hebrajskim, bo to taki „przecinek”) skarżyła się Panu Bogu z tego powodu, że została przez Niego źle potraktowana, bo Bóg usuną ją z imienie matki Narodu Wybranego, żony Abrahama – Saraj. Takie bowiem nosiła ona imię, ale Bóg zmieniając jej to imię na „Sara” usuną z niego właśnie „jotę”. Pan Bóg przyjął skargę tej literki i w ramach pewnej „rekompensaty” umieścił ją w imieniu innej postaci – bardzo ważnej i szanowanej w Izraelu – następcy Mojżesza – Jozuego. I to na początku jego imienia. 

To piękne opowiadanie, ale można powiedzieć Jezus jeszcze raz docenia, dowartościowuje tę literkę umieszczając ją jako porównanie w swej nauce o przykazaniach. „Ani jednak kreska, ani jedna jota nie zmieni się” w tych przykazaniach, aż się wszystko wypełni.

A co takiego ma się wypełnić. Po pierwsze wypełnią się wszystkie proroctwa, zapowiedzi Starego Testamentu w stosunku do Niego – Mesjasza. Wypełnią się w Jego życiu, Jego dziele i Jego nauczaniu.

Po drugie, Jezus będzie doskonale przestrzegał Prawa czyli w sposób idealny wypełni wolę Bożą zawartą w przykazaniach. Po to one zresztą były dane – zawierały wolę Boga względem człowieka. Najpierw względem Narodu Wybranego, a teraz, odkąd Jezus „nostryfikował” Prawo Mojżeszowe, względem każdego żyjącego na ziemi człowieka. Nie ma więc dyskusji, że ktoś nie zna woli Boga względem siebie. Każdy ją zna, nawet jeśli nie czytał Pisma świętego, bo Dekalog „pokrywa się” z tzw. prawem naturalnym, a to jest wpisane w serce każdego człowieka. Poznać wolę Boga względem siebie to poznać przykazania.

No i wreszcie po trzecie, Jezus wypełnił Prawo w sensie uzupełnił, udoskonalił. Ale o tym pisałem już tutaj.

W dzisiejszej Ewangelii Jezus mówi o jeszcze jednej ważnej sprawie: Ktokolwiek więc zniósłby jedno z tych przykazań, choćby najmniejszych, i uczyłby tak ludzi, ten będzie najmniejszy w królestwie niebieskim. A kto je wypełnia i uczy wypełniać, ten będzie wielki w królestwie niebieskim. Jest tu ważna informacja i ostrzeżenie zarazem – nikt nie ma prawa zmieniać czy usuwać czegokolwiek z przykazań tym bardziej, jeśli jest odpowiedzialny za ich przekaz, nauczanie. O co tu chodzi? Ano o to, że przykazań nie ubędzie. Nie wolno nikogo nauczać, że to czy tamto przykazanie już nie obowiązuje, już się zdezaktualizowało lub trzeba je jakoś inaczej rozumieć. I nad tym by tak nie było czuwa dziś tzw. Urząd Nauczycielski Kościoła. Czasami jednak można odnieść wrażenie (a przynajmniej wiem, że niektórzy takie odnoszą) jakby Kościół od jakiegoś czasu zniósł jakieś przykazania, bo podchodzi do pewnych kwestii bardziej „liberalnie”. I właśnie w tym słowie tkwi klucz do zrozumienia tego co (jak się niektórym zdaje) czyni dziś Kościół. Otóż od jakiegoś czasu Kościół, jak się zdaje, stawia mniejszy nacisk na „przymus” w przestrzeganiu przykazań (stąd owo poczucie liberalizmu). Czy to znaczy, że pozwala na łamanie przykazań? Paradoksalnie – tak! Pozwala i zawsze pozwalał, tylko kiedyś ostrzej reagował na ich przekraczanie. Ale pozwalać na coś wcale nie znaczy, że się to akceptuje, a jedynie to, że szanuje się wolną wolę człowieka. Ja np. pozwalam komuś twierdzić, że 2+2=5 ale nie znaczy to, że się z tym zgadzam! Po prostu człowiek jest wolny! Nawet Bóg pozwala nam łamać przykazania (przecież nikogo z nas piorun z nieba nie trafi, jeśli coś ukradnie), co nie znaczy że Bóg nagle zmienił zdanie w stosunku do przykazania siódmego! Po prostu Bóg mówi: „Twój wybór, twoja decyzja, twój czyn! Ja ci nie będę przeszkadzał w tym co robisz… Wiedz wszakże, że to się tragicznie dla ciebie skończy!” 

Podobną postawę ma Kościół. Naucza on tego samego co Chrystus od 2000 lat. Kiedyś jednak traktował ludzi bardziej jak rodzice małe dziecko: zabraniał, straszył „babą Jagą”, a nawet dawał klapsa. Dziś to się skończyło! Ludzkość po 2000 lat powinna być już na tyle „dorosła”, że klapsy Matki Kościoła nie są jej potrzebne… Zresztą proszę sobie wyobrazić mamę, która daje swojemu 30 letniemu synowi klapsa, gdy ten stoi w kolejce po wódkę… Przecież to niepoważne by było… 

Kościół uznał, że ludzkość jest już dojrzała, że sama widzi, iż w przestrzeganiu przykazań jest jej szczęście! Nikogo nie powinno się „niańczyć” przez całe życie! Jeśli ktoś świadomie i dobrowolnie pragnie swego cierpienia, to nie wolno go zniewalać po to, by go przed nim uchronić! (Chyba, że  swoje pragnienie realizuje przez zadawanie cierpienia innym – vide: casus aborcji… Wtedy trzeba upominać!). 

Dlatego Kościół od lat nauczał i naucza wypełniać przykazania (a nie je znosi!), lecz co najwyżej przestał do przykazań siłowo „przymuszać”. Ale w końcu czy można odmówić komuś prawa do grzeszenia? Czy wolno zabronić człowiekowi pójścia do piekła, jeśli ten szczerze i świadomie tego pragnie? Nawet Bóg w tym nie przeszkadza…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *